Wyobraź sobie, że postawiłeś dom. Wynajmujesz ekipę do „wykończeniówki”. Dajesz im mnóstwo czasu i jeszcze więcej pieniędzy. Ekipy remontowej nie ogranicza Inspektor nadzoru budowlanego ani Inspektor Państwowej Inspekcji Pracy. Dlaczego? „Przecież to mój Józek!” – kolega od kielicha.
Oprowadzasz kierownika po budynku, pokazujesz mu wszystko co chciałbyś tutaj mieć. Ze zdumieniem, ale i radością stwierdzasz w myślach: „wybrałem dobrego fachowca” kiedy ten ze zrozumieniem i błyskotliwością doradza – „tu proszę pana zrobimy tak”, „sugerowałbym po skosie”, „to żaden problem”, „spokojnie damy radę na wtorek. Pomożemy Panu nawet przy przeprowadzce”. Właśnie o to chodziło! Profesjonalizm w każdym calu.
Przyjeżdżasz na budowę we wtorek. Okazuje się, że prac jeszcze nie rozpoczęto, ponieważ „nie ma cementu”. Podświadomie czujesz, że coś jest nie tak, bo przecież przywiozłeś tonę w zeszłym tygodniu i trzymałeś w garażu pod kluczem. Klucz przekazałeś kierownikowi ekipy. Po krótkiej rozmowie z pracownikami dowiadujesz się, że „kierownika chwylowo nie ma, bo złapał fuchę w Belgii, a eurasy drogą nie chodzą”. Okej, no nie ma… „zapodział się” – cement i kierownik. Wsiadasz w samochód, jedziesz do najbliższego sklepu z materiałami budowlanymi, kupujesz tym razem 2 tony cementu i wieziesz na budowę. Przecież nie będziesz oszczędzał na marzeniach i Twojej przyszłości, a ekipa nie zacznie prac bez niezbędnego materiału. Wdzięczni pracownicy żegnają Cię odprowadzając do samochodu i zaklinają się, że w sobotę można przywozić flaszkę „na wianek”.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Przyjeżdżasz w sobotę. Młody chłopak, którego widzisz pierwszy raz w życiu mówi, że „on tu tylko sprząta”, a reszta ekipy siedzi w środku. Otwierasz drzwi… to znaczy – same wypadają. Razem z futryną. Z wewnątrz rozlega się głośny śmiech i drwina „Ooo panie! To my tu pracujemy, a pan tylko chodzisz i niszczysz”. Lekko zawstydzony przepraszasz, odkładasz drzwi na bok, wchodzisz do zadymionego cygarami pomieszczenia, a Twoim oczom ukazuje się… wciąż niewykończony dom. Ostatnia paczka styropianu służy jako stół dla butelek po dobrej whisky, a wanna, którą z taką dokładnością zabezpieczałeś przy transporcie z Praktikera „żeby się nie porysowała” – służy do gaszenia papierosów i składowania narzędzi. Ekipa budowlana wyrywa Cię z tych rozważań domagając się wypłaty „Panie no sobota przecież!”. Z lekką złością, ale i zrozumieniem wyciągasz portfel, dajesz po 200 zł premii tygodniowej i nieśmiało zadajesz pytanie o termin ukończenia prac. „A to z kierownikiem trzeba gadać” – rzuca jeden z nich odchodząc wśród salw śmiechu dochodzących z podwórka… i przysiągłbyś, że widzisz przez okno jak pozostali pracownicy wynoszą worki z cementem, nie kryjąc się rzucają je pod plandekę swojego samochodu. „Może chcą przyspieszyć pracę? Będą kręcić beton w domu, żeby oszczędzić czas?” – pomyślałeś.
Przyjeżdżasz w poniedziałek. Zastajesz otwartą bramę, ale ze zdziwieniem stwierdzasz, że nikogo tu nie ma. Nie ma kierownika, pracowników, wanny ani narzędzi. Okazuje się też, że ten klinkier, który składowałeś „pod słupki do bramy”– także zniknął. Miarka się przebrała. Wkurzyłeś się. Tym razem na serio. Wsiadasz w samochód, trzaskasz drzwiami i z piskiem opon ruszasz pod dom „majstra”. Spotykasz go siedzącego w ogródku, gdzie wraz z zastanawiająco znajomymi twarzami inspektorów oraz pozostałą częścią ekipy remontowej – pije piwo, grilluje. Typowa sielanka. Bez skrępowania wyrzucasz z siebie wszystko, co leży na sercu. Kierownik ze stoickim spokojem wysłuchuje mieszanki Twoich przekleństw i żalu. Marszczy czoło choć jego twarz niejednokrotnie zdradza szczere zdumienie. W pełni przejęty oznajmia: „Proszę pana, pojedźmy i zobaczmy co tam się stało. To straszne co pan mówi, ale jeśli jest w tym nasza wina – wszystko naprawimy. Wie pan, możliwe, że wszystko było zrobione prawidłowo, ale weszli hydraulicy albo elektrycy i napsocili”. Przypominasz sobie, ze przecież obie wymienione ekipy były wcześniej… ale mimo wszystko trochę głupio, że naskoczyłeś na człowieka kiedy ten wykazuje taką skruchę, opanowanie, zrozumienie i chęć pomocy.
Przyjeżdżacie na budowę. Kierownik widząc stan prac już od bramy głośno i z drwiną w głosie grzmi – „Ooo panie! A kto panu tak tu spieprzył?”. Po krótkich oględzinach, ustaleniu ceny i przekazaniu zaliczki ponownie prosisz, by ekipa remontowa zaczęła prace od poniedziałku. Takie nowe otwarcie.
Czy uważasz, że właściciel domu to idiota?
A może ten dom to nasza Polska? A może ten kierownik to prezydent lub premier? A może ludzie z inspektoratu to Sejm i Senat? A może ten właściciel domu – ten idiota – to właśnie my?