Już tylko godziny dzielą nas od historycznego wydarzenia w polskim MMA. Najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie – Ultimate FIghting Championship, przyjechała ze swoim produktem do Polski.
Nareszcie!
Dla naszego kraju będzie to historyczne wydarzenie, gdyż jeszcze nigdy UFC w Polsce. Nie oznacza to jednak, że nie było przymiarek. Mocniejsze przymiarki pojawiły się już w 2013 roku. W ubiegłym roku włodarze „Ligi Mistrzów” MMA zdecydowanie poważniej podchodzili do organizacji gali, lecz nie byli pewni, jak to się sprzeda. W końcu jednak kibice prężnie rozwijającego się sportu dostali to, czego chcieli. 23 stycznia Jan Błachowicz oficjalnie poinformował o historycznej gali, która odbędzie się 11 kwietnia.
Czytaj także: (Subiektywne) TOP 10 polskich zawodników MMA!
Dobry czas?
Można sobie zadawać pytanie: Nie mogli zrobić wcześniej? Pewnie mogli, lecz na pewno gala np. w ubiegłym roku nie odniosłaby tak dużego sukcesu. Dlaczego? Po pierwsze, MMA w Polsce w końcu dorobiło się rzeszy fanów. Po drugie, sukcesy. Rok temu, tak naprawdę nasi zawodnicy (oprócz Piotrka Hallmanna) nie byli znaczącą siłą UFC i przede wszystkim nie było ich aż tylu. Już w 2013 roku polscy reprezentanci: Piotr Hallmann, Daniel Omielańczuk oraz Krzysztof Jotko w efektowym stylu „przywitali się” z organizacją, lecz wszystko zmienił jednak grudzień 2014. Błachowicz, w swoim debiucie, bardzo szybko rozprawia się z Illirem Latifim, który był stawiany w roli faworyta. Joanna Jędrzejczyk po dramatycznym boju pokonuje Claudię Ghadelę, dzięki czemu otrzymuje szansę walki o pas, którą wykorzystuje 15 marca, zostając pierwszym polskim i trzecim europejskim mistrzem UFC. Od tego momentu Polska dostała solidnego „kopa”, którego wykorzystuje teraz UFC.
Bacznie śledzą
Jeszcze kilka lat temu nikt nie spodziewałby się, że tylu naszych reprezentantów może zasilać szeregi największej federacji MMA na świecie. Jako pierwszy w oktagonie zawalczył w 2007 roku Tomasz Drwal. „Gorilla” przetarł szlaki kolejnym zawodnikom, lecz sam w 2010 roku został zwolniony. Od tego momentu sporo się jednak zmieniło, czego efektem jest fakt, że obecnie w amerykańskiej organizacji zakontraktowanych jest aż 11 reprezentantów naszego kraju. To pokazuje, jak bardzo UFC jest zainteresowana polskim rynkiem. Patrząc jednak na rozwój mieszanych sztuk walki w naszym kraju, ta lista może się niedługo powiększyć. Są przecież jeszcze tacy zawodnicy, jak np. Mateusz Gamrot, którzy mogliby zrobić wiele zamieszania w Ultimate Fighting Championship.
Sporo problemów, ale jednak się udało
Wracając do tematu samej gali, po jej ogłoszeniu, UFC natychmiast przystąpiło do kompletowania karty walk. Niestety, niektóre pojedynki trzeba było zmienić, gdyż fighterów zaczęły łapać kontuzje. Z main cardu wypadli Krzysztof Jotko, Peter Sobotta oraz Claudia Ghadela, przez co organizacja musiała łatać dziury. Wypadnięcie trzech solidnych marek na pewno osłabiło rozpiskę, która i tak nie powala na kolana. Trzeba jednak się cieszyć z tego, co jest, a jeśli ktoś jest niezadowolony ze starć, powinien wziąć pod uwagę, że organizacja musi odpowiednio „wybadać teren” i jeśli nadchodząca gala okaże się sukcesem, to następnym razem do Polski zawitają dużo mocniejsze nazwiska.
Welcome to the show!
Po wszystkich perturbacjach wszystko dopięte jest już na ostatni guzik. W sobotę o 17.45 polskiego czasu rozpocznie się przełomowy moment dla polskiego MMA. Dla niektórych naszych reprezentantów będzie to ostatnia szansa, by wciąż rywalizować w oktagonie. Wszystkie oczy będą zwrócone jednak na Błachowicza, który stanie przed szansą wskoczenia do czołowej „dziesiątki” dywizji półciężkiej. Oczywiście pozostałym zawodnikom też każdy będzie kibicował głośno, by i oni udowodnili swoją wartość. A więc jak to w sobotę wykrzyczy Bruce Buffer… IT’S TIME!
Źródło: inf. własna
Fot.: wikimedia