W poniedziałek doszło do podpisania przełomowego układu o wolnym handlu przez Pacyfik. Pakt obejmuje dwanaście państw, które stanowią łącznie 40 procent światowej gospodarki.
Do układu transpacyficznego (TPP) przystąpiły: USA, Japonia, Kanada, Australia, Malezja, Wietnam, Meksyk, Singapur, Chile, Nowa Zelandia oraz Burnei. Wagę umowy bardzo mocno podkreślał prezydent Barack Obama.
To właśnie w regionie Pacyfiku decydować się będzie przyszłość Ameryki, tam przenosi się środek ciężkości globu – stwierdził Obama.
Czytaj także: Jak Nowy Jedwabny Szlak zmieni świat?
Negocjowanie umowy trwało siedem lat. Zgodnie z jej założeniami, zniesiona zostanie zdecydowana większość barier celnych pomiędzy krajami, które ratyfikowały TPP. W niektórych przypadkach cła pozostaną, jednak na mocno obniżonym poziomie.
Oczywiście negocjacje nie były pozbawione ostrych sporów. Przykładem może być tutaj walka Japończyków o doprecyzowanie terminu „japoński samochód”, gdyż wiele części pochodzi z Chin. Ostatecznie ustalono, że do wolnego handlu zaliczane będą samochody w których minimum 45 proc. stanowią japońskie części.
Teraz kolej na ratyfikowanie umowy przez poszczególne państwa. Zdaniem wielu obserwatorów, duży problem z tym zadaniem mogą mieć Stany Zjednoczone. W amerykańskim społeczeństwie nie brakuje obaw o to, że drastyczne uwolnienie rynku może spowodować wzrost bezrobocia. Tymczasem w USA milowymi krokami zbliżają się wybory prezydenckie, które zdecydowanie komplikują całą sytuację.