Przekaz medialny będzie od dzisiaj zapewne zdominowany przez relacje i komentarze dotyczące protestu związków zawodowych w Warszawie. Skrajna lewica wyraża swoje poparcie, natomiast skrajna prawica z reguły kwituje to wydarzenie jednym zdaniem: „Wszystkie związki na Powązki”. Jaki jest natomiast umiarkowany odbiór całości i jakie należy z tego czerpać wnioski?
U pracowników sektora małych i średnich przedsiębiorstw dominuje ogólne zdanie na temat związków mniej więcej tak zdefiniowane. Dla nich to darmozjady, nie potrafiące pracować tylko trzymające się stołków. Ich zadanie to nieustanne udawanie, że walczą o prawa pracownicze. Oczywiście wszystko bez jakiegokolwiek szerszego spojrzenia na warunki przedsiębiorstwa czy podstawowe zasady ekonomiczne.
Natomiast osoby będące zatrudnione w sektorze publicznym oraz pracownicy dużych przedsiębiorstw mają opinie bardziej podzieloną. Są tacy dla których związek zawodowy to jedyna obrona biednego, małego pracownika przez wrednym wyzyskiwaczem – kapitalistą. Mamy też osoby otwarcie nie krytykujące praktyk związków (czasem nawet formalnych członków, którzy deklaracje podpisali, aby nie narazić się kolegom z pracy), ale nie mających dobrego zdania o ich istnieniu i działalności.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Skupię się na tej drugiej grupie, czyli członkach bądź niemych zwolennikach związków zawodowych. Na rozpoczynających się dzisiaj protestach Paweł Kukiz powiedział, że głównym postulatem jest obalenie rządu Donalda Tuska. W tym miejscu zaczyna się problem, bo z taką koncepcją zgadza się dużo większa grupa osób niż sami związkowcy. Zgadza się z nią nawet pierwsza opisana przeze mnie grupa jawnych krytyków związków. Tutaj mamy odpowiedź na pierwsze postawione przeze mnie pytanie. Medialny odbiór jest taki, że związkowcy dzielnie walczą o swoje prawa i wyrażają wolę większości narodu – niechęć do dalszego rządzenia krajem przez ekipę Donalda Tuska. Ja natomiast całe protesty odbieram w ten sposób: związki zawodowe pod płaszczykiem obalenia rządu chcą przemycić swoje zatrważające, z punktu widzenia ekonomicznego postulaty.
Na poparcie tej tezy przeanalizowałem ulotkę protestujących przygotowaną na trwające wydarzenie.
Zmiany prawa o referendach ogólnokrajowych – po zebraniu 500 tys. podpisów referendum
ma być obligatoryjne (dziś decyduje Sejm, który odrzucił np. wniosek o referendum
emerytalne, pod którym zebrano 2,5 mln. podpisów).
Z tym punktem, który niewinnie rozpoczyna listę postulatów zgadzam się. Oddajmy więcej władzy w ręce obywateli. Poprawi to na pewno jakość dialogu społecznego i zwiększy świadomość obywateli na temat tego co obecnie serwują im ich „demokratyczni przedstawiciele”.
Uchwalenia przez Sejm RP ustaw ograniczających stosowanie tzw. umów śmieciowych.
Na ten temat wypowiedziało się już wielu ekspertów z ekonomii. Duże firmy poradzą sobie z takim pomysłem, ponieważ dysponując większymi środkami pieniężnymi będą mogły jakoś przesunąć koszty. Problem pojawia się w sektorze MŚP. Tutaj, aby zachować rentowność firmy pracodawca musi korzystać z tzw. umów śmieciowych. To nie jego wina, a obowiązującego prawa. Ono dusi bezwzględnie właśnie małe firmy, które z obowiązku płacenia przymusowych opłat (podatki, ZUS itd.) niejako zmuszane są do uciekania w umowy śmieciowe. Wprowadzenie tego postulatu spowoduje w bardzo wielu przypadkach nie propozycję nowej umowy, a po prostu wypowiedzenie. Z rachunku ekonomicznego wiele miejsc pracy przestanie być rentownych.
Zaprzestania likwidacji szkół i przerzucania finansowania szkolnictwa publicznego na
samorządy, a także wprowadzenia pakietu zmian poprawiających funkcjonowanie ochrony
zdrowia i dostęp do bezpłatnej edukacji.
Ten postulat jest będzie jeszcze bardziej opłakany w skutkach. Likwidacje szkół trzeba moim zdaniem rozpatrywać indywidualnie, ale jeżeli samorząd na nią nie stać to nikt tam nie dodrukuje pieniędzy. Inna sprawa, że wiele jednostek samorządu likwidującego placówki oświatowe pod hasłem braku funduszy stać jednocześnie na bezproduktywny zespół biurokratów czy bezsensowne inwestycje mające za publiczne pieniądze poprawiać wizerunek rządzącego. Podsumowując, ten punkt to puste hasło mające pokazać jak rozsądnymi ludźmi są związkowcy, skoro dbają o wykształcenie młodych osób.
Z pomysłem pakietu zmian poprawiających funkcjonowanie ochrony zdrowia się zgadzam, tylko zapewne moja koncepcja znajduje się na przeciwnym biegunie do pomysłów związkowców. Na koniec – edukacja nie jest bezpłatna. Jest tylko pozornie, ponieważ nie płacimy za nią w momencie wykonywania usługi. Robimy to niestety każdego dnia płacąc chociażby VAT – płacimy za edukację czy za „bezpłatną” służbę zdrowia.
Podwyższenia wysokości płacy minimalnej zgodnie z projektem złożonym
przez NSZZ Solidarność.
Ten punkt podsumować można ironicznym stwierdzeniem – ustawą znieść ubóstwo. Płaca minimalna nie powinna zależeć od ustalonego w ustawie zapisu formalnego. Jest najniższą stawką za jaką dana osoba zgodzi się pracować. Sztuczne podwyższanie tej kwoty tylko pozornie poprawia życie pracownika. Krótkookresowo zarobi minimalnie więcej, ale na dłuższą metę państwo straci wiele firm i jednocześnie miejsc pracy. Jeżeli do tej pory funkcjonuje wiele przedsiębiorstw w których obydwie strony (pracownik – pracodawca) wypełniają warunki dobrowolnie podpisanej umowy na pracę za określoną stawkę to w momencie obowiązku sztucznego (bo przecież nie podyktowanego rachunkiem ekonomicznym) jej podwyższania firmy stracą rentowność. Podobnie jak w przypadku postulatu o ograniczeniu umów śmieciowych wielu pracodawców stanie przed koniecznością likwidacji firmy – wszystkich miejsc pracy, bo nie będzie ich stać na płacenie pensji jakie nakłada na nich proponowana ustawa.
Przeanalizowałem tylko wybrane punkty z ulotki związkowców, ponieważ to one najlepiej obrazują myślenie jej twórców. Dla mnie to osoby krótkowzroczne, nie mające pojęcia o procesach ekonomicznych. Walczą o interesy wybranych grup zawodowych nie robiąc bilansu zysków i strat dla całego systemu pracy w Polsce. Niestety swoje pomysły ukrywają pod dużo bardziej popieranym hasłem obalenia obecnego rządu.
Mateusz Stefaniak – student budownictwa w Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie; prezes Stowarzyszenia „Młodzi dla Polityki Realnej”.