Większość rozmów Lecha Wałęsy z mediami dotyczy polityki. Jednak niedawno były prezydent podzielił się refleksją na temat śmierci. W rozmowie z „Super Expressem” wyznaje, że chciałby, aby jego prochy rozrzucono na Morzu Bałtyckim.
Były prezydent w rozmowie z „Super Expressem” opisywał swoje relacje z żoną Danutą. Ich małżeństwo trwa od ponad 50 lat, pomimo tego, Wałęsa przekonuje, że „kochają się jak gołąbki”. – Oceniam dobrze nasze małżeństwo. Ale tu na tym świecie już jestem skończony… – powiedział w rozmowie z „Super Expressem”.
W tym kontekście kategorycznie wykluczył rozwód. – Chcę jednak do końca swoich dni być i żyć z żoną. Bo co? Teraz na stare lata rozwód?! Po cholerę mi to… Mam 77 lat, człowiek słaby już jest… – dodał Wałęsa.
Osobista refleksja Lecha Wałęsy: Chcę, żeby mnie spalili
Następnie były prezydent podzielił się refleksją na temat kończącego się życia. W tym kontekście wyznał, że chciałby, aby jego prochy trafiły do Morza Bałtyckiego… – Chcę, żeby mnie spalili. A co? Mają mnie robaki jeść? Od razu chcę się w proch zamienić, chcę być na morzu rozrzuconym, najlepiej w Bałtyku, niech rybki sobie pojedzą… – powiedział były prezydent.
W trakcie rozmowy odniósł się do swojej niedawnej podróży do Stanów Zjednoczonych. Wałęsa zasugerował, że po powrocie do domu ciągnie go do lodówki, przez co trudno utrzymać restrykcyjną dietę. – Szybko odzyskałem kilogramy, ale znów próbuję je zrzucić. Chodzę na kijki, ale jestem niereformowalny i już nie schudnę raczej – dodał.
Źródło: „Super Express”/ se.pl