Ach! Co tam się wczoraj działo. I na Dworcu Centralnym i przed Prokuraturą zgromadziły się bowiem rzesze zwolenników Donalda Tuska, który przybył do kraju, aby w charakterze świadka zeznawać ws. współpracy polskich służb z rosyjską FSB. Szefa Rady Europejskiej witali również starzy znajomi. Wśród nich Andrzej Hadacz, bardziej znany jako „prowokator spod krzyża”.
Przed budynkiem Prokuratury, w którym zeznawał Tusk, zgromadzili się jego zwolennicy. W znacznej mierze byli to po prostu przedstawiciele Komitetu Obrony Demokracji, z Mateuszem Kijowskim na czele, oraz sympatycy oraz członkowie Platformy Obywatelskiej. Wśród demonstrantów nie zabrakło znanych twarzy. Marcin Makowski, dziennikarz tygodnika „Do Rzeczy”, dostrzegł w tłumie… Andrzeja Hadacza, znanego „prowokatora spod krzyża”.
Czytaj także: Hadacz próbuje grać na emocjach i płacze na antenie TVP [WIDEO]
Hadacz, podobnie jak pozostali sympatycy Tuska, wiernie czekał aż szef Rady Europejskiej opuści budynek Prokuratury.
Andrzej Hadacz to niezwykle kontrowersyjna postać. Mężczyzna do świadomości przeciętnego Polaka przebił się głównie w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, gdy wraz z grupą osób manifestował pod Pałacem Prezydenckim. Kreował się wówczas na obrońcę postawionego tam krzyża. Po czasie okazało się jednak, że Hadacz był po prostu wynajętym prowokatorem.
Kilka lat później mężczyzna pojawiał się m.in. na Paradzie Równości, gdzie fotografował się z przedstawicielami polskiej lewicy oraz, podczas kampanii prezydenckiej w 2015 roku, w otoczeniu Bronisława Komorowskiego.
W ostatnich dniach lutego tego roku, użytkownik Twittera o nicku „John Bingham”, poinformował, że Hadacz był tajnym współpracownikiem SB. Najbardziej znany prowokator spod krzyża urodził się jako Andrzej Dobosz. W 1988 został zarejestrowany jako TW SB. Potem zmienił nazwisko – napisał.
Później o sprawie informował również portal wPolityce.pl. Jak wynika z informacji, do których dotarli dziennikarze portalu wPolityce.pl mężczyzna nazywał się wówczas Andrzej Dobosz i był zatrudniony w Kopalni Węgla Kamiennego w Jastrzębiu Zdroju. Współpracę ze swoim agentem SB zakończył w 1988 r. – z powodu popełnienia przestępstwa – pisaliśmy na łamach naszego portalu.
Sam zainteresowany dementował te pogłoski. To są skandaliczne informacje, które ktoś gdzieś powiela, być może w Internecie. Nic takiego nie miało miejsca. (…) Przestępstwo? Żadne przestępstwo nie miało miejsca! – mówił w rozmowie z TVP. Na antenie tej stacji Hadacz nie był w stanie powstrzymać emocji i niemal się rozpłakał. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
źródło: Twitter, wMeritum.pl
Fot. Twitter/Marcin Makowski