W Polsce powinno się przeprowadzać dwa razy więcej testów na koronawirusa niż obecnie. Należy też wprowadzić przesiewowe badania osób bezobjawowych – oceniła w rozmowie z PAP dr hab. Katarzyna Rolle z poznańskiego Instytutu Chemii Bioorganicznej (IChB) PAN.
W środę minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że obecnie w ciągu doby w Polsce wykonuje się średnio ok. 70 tys. testów na koronawirusa.
„Gdyby to było dwukrotnie więcej, bylibyśmy zadowoleni” – powiedziała PAP kierownik Zakładu Neuroonkologii Molekularnej IChB PAN dr hab. Katarzyna Rolle.
Robimy za mało testów na koronawirusa. Ekspertka wskazuje, jak to zmienić
„Niestety, to jest ciągle jeszcze za mało, bo należy pamiętać, że testowane są głównie osoby z objawami. W naszym kraju nie ma zupełnie systemu testowania osób bezobjawowych, a one, jak wiadomo, mogą być transmiterami wirusa” – wyjaśniła.
Ekspert określiła obecną sytuację epidemiczna w kraju mianem rozpędzonej lokomotywy.
„Jedyne co teraz możemy robić, to minimalizować liczbę przypadków, czyli stosować dystans społeczny, izolację, testowanie na szerszą skalę w grupach bezobjawowych, żeby wyłapywać osoby zakażone i nie prowokować kolejnych infekcji” – podkreśliła.
Wskazała, że w Polsce powinny być prowadzone przesiewowe badania pod kątem koronawirusa.
„Tylko badania przesiewowe pozwolą nam zidentyfikować osoby bezobjawowe, bo w tej chwili taka osoba nie jest kierowana na żadne badania. Możemy liczyć tylko na obywatelską postawę, że ktoś po kontakcie z osobą zakażoną zrobi sobie prywatnie test na koronawirusa. Ale takich osób będzie niewiele, szczególnie że testy w laboratoriach prywatnych kosztują 500 zł” – przyznała.
Według ekspert testy przesiewowe powinny być prowadzone regularnie np. w dużych zakładach pracy czy w szkołach.
„Musiałoby to być robione systematycznie, np. raz w tygodniu. Niemcy stosują procedurę tzw. pulowania próbek. To znaczy, że w jednym oznaczeniu bierze udział np. 10 czy 15 osób, a potem dopiero testuje się osoby dalej, jeśli okaże się, że grupa wykazuje wynik pozytywny. Także są procedury, które mogą wspomóc takie testowanie. Jednak to wymaga nie tylko wprowadzenia jakiejś określonej procedury diagnostycznej, ale też sporych nakładów finansowych” – zaznaczyła.
Według naukowiec w Polsce jest za mało punktów poboru wymazów do badań pod kątem SARS-CoV-2.
„Tam się czeka po kilka dni na zrobienie wymazu. To jest najbardziej wąskie gardło, jeśli chodzi o całą procedurę. Oczywiście laboratoria są obłożone i oczywiście zwiększenie ich liczby jest jakimś rozwiązaniem, ale za zwiększeniem liczby laboratoriów musiałoby pójść także zwiększenie liczby punktów poboru wymazów. To musiałoby iść w parze” – zaznaczyła.
Dodała, że w poznańskim IChB PAN zbadano grupę ochotników, którzy nie mieli wcześniej żadnych objawów zakażenia.
„Z tego co wiem, w przetestowanej populacji 4 proc. osób przeszły COVID-19 zupełnie bezobjawowo” – powiedziała.
Jej zdaniem serologiczne badania wykrywające przeciwciała u osób, które przeszły koronawirusa, mogłyby pomóc w pozyskiwaniu od nich surowicy potrzebnej w leczeniu COVID-19.
„Jednak w sytuacji, w której jesteśmy w tej chwili, kiedy mamy ponad 24 tys. zakażeń dziennie, moim zdaniem ważniejsze jest masowe testowanie i izolowanie osób bezobjawowych po to, żeby to domino zakażeń się tak nie sypało, żeby zmniejszyć liczbę osób chorych i żeby stopniowo odciążać system opieki medycznej” – podkreśliła.
„W tej chwili badania ilości przeciwciał nie są zalecane przez Światową Organizację Zdrowia jako badania podstawowe. WHO cały czas utrzymuje test PCR jako najważniejszy, oczywiście zezwalając na stosowanie testu antygenowego, który mamy w Polsce wprowadzony od ubiegłego tygodnia. Pamiętać należy, że testy PCR są zdecydowanie najczulsze i wykryją bardzo małą ilość wirusa w organizmie, więc wykryją pacjentów skąpoobjawowych. Testy antygenowe są testami mniej czułymi. To znaczy, że pacjenci z niskim poziomem wirusa mogą nie zostać zidentyfikowani” – zaznaczyła.(PAP)
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autor: Szymon Kiepel