Platforma Obywatelska nie pozwalała nam się uwolnić od osób związanych z poprzednim systemem. Prawo i Sprawiedliwość nie pozwoli nam się uwolnić od rozwiązań gospodarczych stosowanych przed 1989 rokiem.
Wiecie dlaczego znowu bohatersko zwalczamy trudności nieznane w żadnym innym ustroju? Bo coś poszło nie tak, jak to sobie centralni planiści w Warszawie zaplanowali. I ten serial się prędko nie skończy, bo PiS już kręci kolejne odcinki.
Podatek bankowy jakoś od początku wzbudzał pozytywne emocje u większości, nawet u części osób określających siebie mianem wolnorynkowców. Powody były różne – jedni mieli z bankami nieprzyjemne doświadczenia, innym po prostu nie podobały się zyski, które w Polsce wypracowywały zagraniczne podmioty. Ale na głównej scenie nikt nie pytał o rozwiązania systemowe, liczyło się to, żeby przywalić podatkiem.
Czytaj także: Dobra czy kosztowna zmiana?
Minister Szałamacha uspokoił, że w razie czego PKO BP zaszachuje konkurencję nie podnosząc opłat. Dodatkowo do ustawy wpisano zakaz przenoszenia podatku na klientów. Kilka dni po zmianach, PKO BP zaszachowało Szałamachę (to brzmi tak pokrętnie, jak cały socjalizm) wyższymi kosztami dla klientów detalicznych, a opłaty podniosły również inne banki nie przejmując się jakimikolwiek zakazami. Minister Szałamacha stwierdził, że w tej sprawie zostanie zwołana sejmowa komisja finansów – i słusznie, nie może być tak, że jakiś element centralnego planowania zawodzi.
Koniec historii? Nie, dopiero początek. Niebawem wchodzi podatek handlowy. Według zapowiedzi miał uderzyć w największe sieci handlowe, a ostatecznie uderzy w małe i średnie polskie firmy oraz portfele Polaków. Najnowszy projekt przewiduje, że podatek obejmie sklepy internetowe, które zostaną pozbawione szans na rywalizację z zagranicznymi e-sklepami. Małe sieci handlowe zostaną z kolei obarczone 0,7-procentowym podatkiem od przychodów – to w przybliżeniu tyle co wynosi ich rentowność netto. Jeśli ktoś realizuje akcję „swój do swego po swoje”, to musi się szykować na podwyżki cen.
Oczywiście podatek dla największych jest jeszcze wyższy, jednak wszystko wyrównać się ma przy przychodach uzyskiwanych w soboty i niedziele – stawka podatku wyniesie 1,9 procent. Właśnie w te dni handlowcy uzyskują 30-40 procent przychodów. Dodając do tego fakt, że znienawidzone największe sieci handlowe korzystają z efektu skali, można szybko dojść do wniosku, że podatek przyniesie znacznie większe problemy mniejszym firmom, które… miały być wspierane.
Minister Kowalczyk uspokaja, że tutaj również pojawi się zakaz przerzucania kosztów na klienta. Wyciągając wnioski z doświadczeń, można stwierdzić, że albo będzie to martwy przepis, albo bardzo mocno oberwą hurtownie.
Wydaje się istotnym, aby osoby dla których szczytem marzeń jest brak Tomasza Lisa w TVP zrozumiały, że już niebawem osławione 500 zł będzie wystarczać tylko na podstawowe potrzeby. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że wynagrodzenia nowych urzędników nadal będą zadowalające.
Fot. Pixabay.com