11 listopada ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Podczas wydarzenia doszło do groźnego incydentu – rzucona na balkon raca doprowadziła do pożaru. Znajdowała się tam pracownia należąca do znawcy sztuki Stefana Okołowicza.
Do całego zdarzenia doszło na ulicy 3 Maja w Warszawie. Gdy obok jednej z kamienic przechodzili uczestnicy Marszu Niepodległości, w jej kierunku poleciały race. Jedna doprowadziła do pożaru mieszkania. Dwa piętra wyżej wysiała flaga LGBT i symbole Strajku Kobiet.
Na szczęście pożar został ugaszony i nikomu nic się nie stało. Nie było jednak prawdą, że mieszkanie było pustostanem, jak sugerował Robert Bąkiewicz. Była to pracownia Stefana Okołowicza, znawcy twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza.
Na szczęście na miejscu nie były przechowywane dzieła Witkacego. „Super Express” informuje jednak, że właściciel pracowni jest załamany. Na miejscu znajdowały się bowiem cenne fotografie i banery na wystawę z reprodukcjami obrazów Witkacego.
Stefan Okołowicz w rozmowie z TVN24 podziękował strażakom za szybką interwencję w mieszkaniu. „Zobaczyłem całe zdarzenie w telewizji. Byłem po drugiej stronie Warszawy” – powiedział. Z kolei w rozmowie z „Super Expressem” wyznał, że oczekuje przeprosin od organizatora marszu Roberta Bąkiewicza.
Czytaj także: MSWiA o Marszu Niepodległości: „Agresywne zachowanie niektórych uczestników”
Źr.: Super Express, TVN24