Rodziny z parafii na os. Dąbrowskim w Rzeszowie, które nie wpuściły księdza po kolędzie lub po prostu nie było ich w domu, znalazły na wycieraczkach nietypowy komunikat. Duchowni odwiedzający mieszkania przypomnieli im w ten sposób o comiesięcznej ofierze na budowę kościoła. Zachowanie księży z rzeszowskiej parafii skomentowały znany jezuita, o. Grzegorz Kramer.
Decyzją Rady Parafialnej, każda rodzina (bądź pracujący kawaler czy panna) zobowiązani są do comiesięcznego wspierania budowy parafialnego kościoła, składając na ten cel ofiarę na tacę, w podpisanej kopercie (imię, nazwisko i adres) lub na konto budowy kościoła. Nie ma wyznaczonej wysokości ofiary. Każdy w sumieniu przekazuje kwotę, na jaką go stać. Wobec swojej parafii wszyscy mamy zobowiązania natury duchowej (budowa wspólnoty), a także materialnej (troska o materialny stan parafii). Uczestnictwo w innych kościołach na mszy świętej nie zwalnia wiernych z odpowiedzialności za swoją parafię i zaangażowania w dzieło budowy kościoła – tak brzmiała treść komunikatu, który na wycieraczkach znaleźli mieszkańcy os. Dąbrowskiego w Rzeszowie.
Po tym, gdy sytuacja za sprawą „Gazety Wyborczej” została nagłośniona, swoje stanowisko przedstawić postanowił proboszcz parafii pw. ks. Popiełuszki w Rzeszowie, ks. Robert Mokrzycki. Przyznał on, że „wezwanie” zostawiane na wycieraczkach przeznaczone jest przede wszystkim dla osób, które niedawno dołączyły do parafii. To jest informacja przeznaczona głównie do tych, którzy niedawno zawitali do parafii. Po to, by wiedzieli, gdzie jest nasza świątynia, gdzie się mieści kancelaria. Zwłaszcza, że nasza parafia jest specyficzna. A o przynależności do parafii decyduje nie meldunek, a faktyczne miejsce zamieszkania – mówi duchowny w rozmowie z „GW”.
Kramer: Zalewa mnie gniew
Informacja nt. nietypowego komunikatu zostawianego na wycieraczkach wiernych należących do wspomnianej parafii oburzyła jezuitę, o. Grzegorza Kramera. Duchowny przyznał, że czytając artykuł na ten temat „zalewał go gniew”. Czytam tekst o proboszczu z Rzeszowa, który zostawił ludziom na wycieraczce „list” o konieczności utrzymywania kościoła. I zalewa mnie gniew – pisze Kramer na Facebooku.
W naszej diecezji, dzięki mądrym decyzjom biskupa, księża nie zbierają pieniędzy podczas kolędy. Będzie okazja złożyć ofiarę podczas liturgii w kościele. Tak, taki większy zastrzyk gotówki (po kolędzie) jest potrzebny każdemu kościołowi i parafii. W okresie zimowym to ważne, bo wiele pieniędzy idzie na ogrzewanie. Tak, księża (w większości znanych mi przypadków) jakąś część z tego zastrzyku zatrzymują dla siebie. Od kiedy jestem w zakonie (21. rok) widzę, że najwięcej tracą księża, którzy domagają się pieniędzy. Wszędzie tam, gdzie ufa się ludziom, nigdy ksiądz nie został „bez grosza”, co więcej stać go na to by dobrze utrzymywać parafię i siebie. Ludzie mają zmysł utrzymywania swojego kościoła, ludzie po prostu nie cierpią pazerności. Tacy proboszczowie tracą najwięcej. To też ma drugie dno. Kiedy traci się wiarę w to, że Bóg troszczy się o moje życie, to potrzeba samemu się „wystarać” i wtedy zaczyna się być pretensjonalnym – dodaje.
Nie, nie trzeba zostawiać ludziom na wycieraczkach takich listów, bo one nie sprawią, że w kasie będzie więcej złotówek, ale że ludzi w kościele będzie mniej – kończy.
źródło: Gazeta Wyborcza, Facebook
Fot. Pixabay.com