Nie milkną echa tragedii na Bałtyku. Jak to możliwe, że matka i dziecko wypadli za burtę promu? To pytanie zadają sobie wszyscy. – Barierki są umieszczone dość wysoko – zwraca uwagę doświadczony ratownik.
36-letnia Polka i jej 7-letni syn wypadli za burtę promu na Stena Spirit. Do tragicznego zdarzenia doszło podczas czwartkowego kursu z Gdyni do Karlskorony. Po ok. godzinie matkę z dzieckiem wyłowiono z wody i przetransportowano do szwedzkiego szpitala. Niestety w piątek poinformowano o ich śmierci.
Od momentu zdarzenia toczy się także śledztwo na temat przyczyn zdarzenia. Podważono wstępną wersję wskazującą, że kobieta rzuciła się na ratunek dziecku. Najpierw Szwedzi, a następnie także prokuratura z Polski zmienili kwalifikację czynu na morderstwo i samobójstwo.
Służby ustalają dokładny przebieg zdarzenia. Tymczasem „Fakt” dotarł do doświadczonego ratownika, Michała Mieczkowskiego z Akademii Ratownictwa w Kołobrzegu. Ekspert zwraca uwagę na okoliczności.
– Barierki są na wysokości mojej klatki piersiowej, a ja sam mam 180 cm wzrostu, czyli to nie mogło być przypadkowe wypadnięcie. Albo to dziecko się wspinało i wstrząs czy kołysanie statku spowodowało, że straciło równowagę, albo to próba samobójcza? – podkreślił.
Ekspert przyznał również, że przypadki wypadnięcia z promu należą do rzadkości. – Najczęściej to próby samobójcze albo próby zabójstwa przez wypchnięcie. Barierki są umieszczone dość wysoko, aby wypaść przez nie, trzeba to zrobić z premedytacją – wyjaśnił.