Losy pytona tygrysiego, którego ślady odnaleziono pod Warszawą wciąż są tajemnicą. Przedstawiciel fundacji Animal Rescue Polska w programie „Między Nami” zdradził jednak, że pojawił się trop prawdopodobnych właścicieli węża. Poza tym, wymienił szereg dowodów, które wskazywały, że pyton faktycznie przebywał pod Warszawą i nie był to żart hodowcy.
Sebastian Fabjański z Animal Rescue Polska był gościem w programie „Między Nami”. Podczas rozmowy poruszono temat poszukiwań pytona tygrysiego, który w lipcu zelektryzował media w Polsce. Okazuje się, że pojawił się nowy trop.
„Znaleźliśmy ogłoszenie z okresu luty-marzec, gdzie pod Lublinem zmarł właściciel samicy pytona tygrysiego, 6-metrowego, takiego, jakiego szukamy” – powiedział Fabjański. Niestety numer podany w ogłoszeniu był już nieaktualny. Przedstawiciel fundacji przypuszcza, że spadkobiercy mieli spory problem ze zwierzęciem i teoretycznie mogli je wypuścić.
Czytaj także: Polski klimat wykończył pytona znad Wisły? \"Znalezienie zwłok to będzie tylko kwestia czasu\
„Przypuszczamy, że to mógł być ten wąż, którego szukamy. Że spadkobiercy mieli duży problem, bo najprawdopodobniej ogród zoologiczny nie chciał go przyjąć” – sugeruje przedstawiciel fundacji. Dzieje się tak dlatego, ponieważ przyjęcie zwierzęcia oznacza duże wydatki związane m.in. z kwarantanną i odpowiednim pomieszczeniem.
Fabjański wyklucza żart: „to zwierzę faktycznie tam było”
Fakt, że węża do tej pory nie odnaleziono doprowadził do kuriozalnych wniosków. Niektórzy wątpią, czy pyton tygrysi był prawdziwy. Fabjański stwierdził, że wąż na pewno żył w momencie rozpoczęcia poszukiwań. Wykluczył również hipotezę, że za całym zamieszaniem stoi żart skrajnie nieodpowiedzialnego hodowcy.
„Ułożenie wylinki, tej większej części mogło sugerować, że ktoś sobie zrobił głupi żart i z takim nastawieniem tam jechaliśmy. Ale po zrobieniu dokumentacji, biorącej pod uwagę wymiary, sposób ułożenia wylinki oraz znalezienia części ogonowej (…) jesteśmy zdania, że to zwierzę faktycznie tam było” – powiedział.
Specjaliści zwrócili uwagę na specyficzne zrolowanie wylinki, którego nie potrafi odwzorować żaden człowiek. Poza tym, przeciwko hipotezie żartu przemawia fakt, że kluczowe elementy zostały odnalezione w trudno dostępnych dla człowieka miejscach. Jak zauważył Fabjański, gdyby to było dzieło „żartownisia”, zależałoby mu raczej na pozostawieniu wylinki w miejscu, w którym zauważyłby ją człowiek.
Kolejnym dowodem, który potwierdzał, że wąż przemieszcza się samodzielnie były ślady na piachu i w mule, a w okolicy nie było jakichkolwiek śladów obecności człowieka. Ślady pytona potwierdził również pies tropiący.
Pod koniec rozmowy przedstawiciel fundacji podkreślił, że pyton tygrysi nie jest tak niebezpieczny, jak informowały media. „Ten wąż sam z siebie nie zaatakuje nikogo. Chyba, że poczuje się zagrożony.”