W pierwszych latach emigracji uchodził za najbardziej niezłomną postać. Uważał powrót do kraju po wojnie za zdradę. Środowisko Żubrów Kresowych nazywało go „piorunochronem na oportunizm”. Jak to się stało, że Stanisław Cat-Mackiewicz wrócił w 1956 roku wrócił do PRL? Za tydzień – 14 czerwca – przypadnie kolejna rocznica jego powrotu z emigracji.
Pierwszym symptomem, który mógł skłonić Mackiewicza do powrotu były problemy z rozwojem prasy emigracyjnej. Wówczas wydawał tygodnik „Lwów i Wilno” Samo pismo było próbą nawiązania do osobliwego, regionalnego stylu wileńskiego „Słowa”, jednak lapidarna forma nie przekonywała Mackiewicza. Jeszcze w Londynie nazwał periodyk „niewypałem”. Z kolei w „Zielonych oczach” Cat wyznał, że „Lwów i Wilno” był treścią jego sentymentów. „Ujawnianie ich zaraz po drugiej wojnie światowej było niezgodne z realizmem politycznym, wiem o tym dobrze, ale tu muszę sobie samemu jako politykowi powiedzieć: absolvo te”
Po raz pierwszy „niezłomny Żubr” zwrócił się do ambasady w Londynie z ofertą powrotu do kraju w 1947 roku. Mackiewicz negocjował również z Jerzym Borejszą, który wówczas angażował się w tzw. pierwszą kampanię reemigracyjną. Oprócz Cata próbował on również nakłonić do powrotu do Polski między innymi Melchiora Wańkowicza.Po ujawnieniu podejrzeń o możliwą działalność agenturalną Mackiewicz wycofał się z rozmów o powrocie do kraju.
Czytaj także: \"Pamiętaj, abyś nie prosiła ich o łaskę!\" - generał August Emil Fieldorf \"Nil\
Jednak już w 1949 roku Cat skontaktował się z ambasadorem w Paryżu, Jerzym Putramentem. Wówczas sprawą pisarza interesowało już się ścisłe kierownictwo PZPR z Bolesławiem Bierutem na czele. Główną stacją przekaźnikową dla Mackiewicza okazał się być komunistyczny dziennikarz Bernd Singer ps. „Rex”, który jako pracownik departamentu VII Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego był pośrednikiem w kontaktach Cata z kpt. Marcelem Reichem ps. „Albin”, który dostał za zadanie zwerbować Cata.
Wileński redaktor, mimo że wysuwał pewne propozycje warunków na jakich mógłby powrócić do kraju, wyjawiając również ważne informacje ze świata emigracyjnego, ostatecznie zawsze ucinał dyskusję na zasadniczą kwestię podjęcia agenturalnej współpracy. „Nie mogę się zgodzić pod żadnym pozorem na jakąkolwiek niejawną współpracę. To jest całkowicie wykluczone. Nie jestem materiałem na konfidenta” – zarzekał się Cat.
7 czerwca 1954 roku prezydent RP na uchodźstwie August Zaleski mianuje Stanisława Mackiewicza premierem rządu emigracyjnego. W dwa tygodnie po tym wydarzeniu Dyrektor Departamentu VII MBP ppłk Witold Sienkiewicz zatwierdził. postanowienie o wszczęciu sprawy agenturalnego rozpracowania Stanisława Mackiewicza, której nadano kryptonim „Kat”. Nieco ponad roczna kadencja Cata na fotelu premiera rządu na wychodźstwie to dalszy podział środowiska „polskiego Londynu”. Emigracja podzielona była wtedy na trzy obozy, z których obóz oparty na konstytucji kwietniowej, z Prezydentem Zaleskim wyznaczonym na to stanowisko przez Prezydenta Raczkiewicza i ze mną jako premierem, był bodajże obozem najsłabszym liczebnie. Pozostałym „frakcjom” przewodzili Stanisław Mikołajczyk oraz gen. Władysław Anders, skupiający – jak pisał Mackiewicz – przedstawiciel dawnych partii politycznych, głównie endeków i pepeesowców.
Kolejną próbę nawiązania kontaktu z władzami PRL Mackiewicz podjął już po ustąpieniu z funkcji premiera w 1955 roku. W sierpniu zwrócił się listownie do Jerzego Putramenta. Następnie – już jako kryptonim operacyjny „Rober” negocjował z agentem wywiadu Jerzym Klingerem ps. „Oskar”. Cat opowiadał o kulisach życia emigracji, przez niemal rok brał gotówkę jako pożyczki na wydanie broszury potępiającej agenturalne związki uchodźczych radykałów z amerykańskim wywiadem. Odmówił jednak pisania raportów. Stracił wiarę w Zachód i w sens emigracji, czego dał upust w „Londyniszczu” i „Zielonych oczach”. Ale wracać zawsze chciał na swoich warunkach.
„Dziś nie możemy liczyć na chęć państw zachodnich wyłączenia kraju polskiego z systemu państw prosowieckich […] Polska jest Polską” – pisał Cat w pożegnalnym artykule na emigracji. Cat-Mackiewicz nigdy nie mieścił się w dość ciasnych polskich szufladach ideologicznych, a dzieje londyńskiej emigracji jeszcze bardziej skomplikowały sformułowanie oceny wileńskiego publicysty. Wydaje się jednak, iż Cat przesiąkł angielską mentalnością. Jak pisał w „Londyniszczu”: „pojęcie honoru narodowego w Anglii nie istnieje w ogóle”. Analizując sprawę powrotu Mackiewicza do Polski, można stwierdzić, że i ten „piorunochron na oportunizm” – jak mówiły o nim inne „Żubry Kresowe” – w pewnym momencie się pogubił.
autor jest dziennikarzem, współpracownikiem Polskiego Radia, blogerem iktomaracje.pl