W wywiadzie dla biztok.pl ksiądz Jacek Stryczek kategorycznie zaprzeczył, jakoby Jezus był socjalistą, obala mit o bogatych chrześcijanach oraz odnosi się do komercjalizacji świąt.
Ksiądz Jacek Stryczek definitywnie nie zgadza się z Gorbaczowem, który stwierdził, że Jezus był pierwszym socjalistą. – My żyjemy w chorym, postpeerelowskim kraju, w którym połączyła się mentalność katolicka z Marksizmem. Jezus kochał ubogich, a Marks nienawidził bogatych i z tych dwóch rzeczy stworzono jedną doktrynę. Coś na kształt teologii wyzwolenia. To jest chore.
Kapłan jest rad, ze swoich występów w programie „Młodzież kontra” i owoców, jakie one dały. – Z dużą satysfakcją przyglądam się, jak na moje poglądy reagują różne partie polityczne w naszym kraju. Kiedy uczestniczyłem w programie „Młodzież kontra” okazało się, że każda młodzieżówka partyjna – SLD, Ruch Palikota, PO i PiS – chciała, bym do nich przystąpił. Doświadczyłem wtedy, że moje poglądy na poziomie metapolitycznym są uniwersalne i każdy odnajduje w nich to, co jest mu bliskie. To jest właśnie poziom Ewangelii, która jest głębsza niż systemy polityczne i gospodarcze.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
– Chrześcijanin powinien być bogaty – przynaje duchowny. – Jest taka przypowieść o talentach (talent to 34 kilogramy złota), w której ten, który otrzymał ich pięć, po uzyskaniu 100 proc. zwrotu z inwestycji, słyszy: „w drobnej rzeczy byłeś wielki, to cię nad wielkimi postawię”. Przesłanie tego jest takie, że skoro poradziłeś sobie z zarządzeniem pieniędzmi i związanymi z tym pokusami, to teraz możesz zarządzać w Kościele.
Na ripostę dziennikarza, który przypomina przypowieść o uchu igielnym mówi: – Przypowieść o uchu igielnym traktuje o tym, że pieniądze stanowią olbrzymią pokusę, by budować swoją tożsamość nie przez to kim się jest, ale przez to co się posiada. Wielu ludzi bogatych ulega tej pokusie. Korzystają z pieniędzy jako wartości zastępczej samych siebie. Dzięki pieniądzom mogą drugich ludzi traktować z góry, lub jak w innym miejscu mówi Pismo, mogą „jeść, pić i używać”. Tylko że z punktu widzenia Ewangelii taka próba jest potrzebna, bo ten kto ją przejdzie, będzie sobie lepiej radził w życiu.
Zapytany o zagrożenie komercjalizacją świąt, odpowiada wprost. – To nie jest zagrożenie, tylko fakt. Na początku XX w. na rynku było mało produktów, a wielu chętnych. Marketing dopiero raczkował. Teraz jest inaczej. Miliony osób kombinują jak zarobić, a dla wielu z nich nie ma żadnych świętości. W przestrzeni medialnej już nie będzie lepiej. Ona się będzie tylko zmieniała w rytm słupków sprzedażowych. Jeśli jakieś działania okażą się skuteczne dla sprzedaży, to ci ludzie będą to robili. Tylko czy ja mam to oceniać moralnie? To jest fakt.
Jednocześnie nie ma temu nic przeciwko, ale sam się przed tym broni. – Nie rozumiem, czemu tyle osób narzeka, że w marketach już są choinki. One tam po prostu są, ale można tam nie chodzić. Nie przeszkadza mi, że ludzie robią zakupy przed Świętami lub na nich zarabiają. Ja tak nie robię, świadomie żyję w alternatywnym świecie. Denerwuje mnie tylko monokultura. Dlatego też postawiłem kiedyś przed Galerią Krakowską konfesjonał – nie po to żeby spowiadać – był na nim napis „istnieje inny świat”.
Stryczek odniósł się także do niedawnego bojkotu sieci „Empik” przez liczne grono chrześcijan. – Działanie na rynku konsumenckim, gdy ktoś obraża dobra osobiste, a takim jest religia jest uzasadnione i sensowne. Nie dotyczy to tylko chrześcijan. Najsłynniejsze są przykłady muzułmanów. Ale każdy ma prawo bronić swoich wartości – mówi.