Według oficjalnej wersji Polska świętuje właśnie 25 lat wolności. Właśnie z tej okazji nasz światły i zatroskany o dobro narodu rząd, wprowadza do szkół swój podręcznik. Istnieje tylko jeden mały problem – jego jakość na każdym polu pozostawia wiele do życzenia. Jak bardzo odbije się to na poziomie naszego kształcenia, skoro już tegoroczne wyniki matur pokazały że leci on zastraszająco w dół?
Od wielu lat resort edukacji udzielał za pośrednictwem szkół dofinansowania na podręczniki dla najbiedniejszych i niepełnosprawnych dzieci. Dzięki temu miały one dostęp do wartościowych i merytorcznych materiałów, wspomagających ich rozwój. Nauczyciel dobierał podręcznik do obowiązujących standardów kształcenia, na które składała się podstawa programowa w danej klasie oraz wymagania wobec uczniów. Jednocześnie brał pod uwagę potrzeby lokalne – statusy majątkowe rodziców dzieci, ich zainteresowania i możliwości.
– Wprowadzenie darmowego podręcznika dla wszystkich jest więc zamachem na suwerenność pedagogiczną i naruszeniem Karty Nauczyciela, który ma prawo do decyzji jakimi środkami dydaktycznymi będzie się posługiwał – jak mówi prof. Bogusław Śliwerski w rozmowie z Jackiem Przybylskim w najnowszym numerze „Do Rzeczy”. Wprowadzenie ujednoliconego i darmowego elementarza dla maluchów z klas I, jest według rządu odpowiedzią na zachłanność wydawców. Według Joanny Kluzik – Rostkowskiej rodzice zaoszczędzą 120 mln złotych. Oszczędność ta jest raczej szkodliwa – okazuje się bowiem że darmowy podręcznik jakościowo i merytorycznie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Jak mówi prof. Śliwerski – jest to wręcz „Chińska tandeta”. MEN bowiem daje sobie dwa miesiące na przygotowanie elementarza. Według listu otwartego, skierowanego przez polskich wydawców do MEN, otwarcie przyznają oni, że nie da się w tak krótkim czasie przygotować żadnego podręcznika – tym bardziej tak ważnego i uniwersalnego. Prof. Śliwerski mówi wprost – im dziecko jest młodsze, tym produkt musi być wyższej jakości. Tymczasem podręcznik prezentuje sobą ogromne braki metodologiczne, jest bardzo słaby ze strony estetycznej, a nawet w jego pierwszych wersjach pojawiały się błędy ortograficzne. Według Dr. Małgorzaty Cackowskiej z Uniwersytetu Gdańskiego, ilustracje są zbyt krzykliwe i męczące dla maluchów.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Efekty wprowadzenia takiego podręcznika mogą być fatalne. Dzieci będą miały ogromne braki. Nastąpi tendencja „równiania w dół”, ponieważ dzieci utalentowane będą na takim samym poziomie jak te z problemami w nauce. Pojawi się również problem wiekowy, ponieważ do pierwszej klasy pójdą sześciolatki. To jeszcze bardziej zaniży poziom.
Błędy zawarte w darmowym podręczniku, może i wynikają z tempa prac nad nim, jednak pod uwagę powinno być brane przede wszystkim dobro dzieci. W tym przypadku jest to bardzo wątpliwa sprawa. Pozorna oszczędność na szkolnym podręczniku miała wbić Platformie dodatkowe punkty w sondażach wyborczych – podręcznik więc może być tylko i wyłącznie zagrywką polityczną, a nie rzeczywistą dbałością o dzieci i rodziców. Rząd nie jest zatroskany o dzieci ani nie walczy ze zuchwałośćią wydawców, który pordukują droższe ale doskonałe jakościowo podręczniki. Jak zwykle chodzi o zdobycie poparcia. Nawet kosztem wychowywania mało inteligentnych i słabo rozwiniętych obywateli, którzy będą przecież głosować na nich i im podobnych – ponieważ nie będą w stanie samodzielnie myśleć.
źródło: „Do Rzeczy” nr. 28/076
Fot. motywatorki.pl