Ten tekst już dawno pojawił się w sieci. Należy do jednego z motocyklistów, który zezwolił na zamieszczanie go wszędzie, gdzie tylko możemy, nie po to by pochwalić się nim. Jedyny motyw kierujący Wiatrem, którego szanuję i cenię jest uświadomienie jak największej rzeszy osób, o tym że nie są same na drogach. O tym, że poza mną, czy Tobą po czarnym asfalcie poruszają się setki, tysiące, a może nawet miliony innych użytkowników.
Dlaczego więc odgrzewam zimnego kotleta? Dlaczego przekazuję dalej?
Jestem pewien, że również i Ty docenisz przekaz płynący z tych kilku linijek.
Jestem sprzedawcą w sklepie motoryzacyjnym, zamawiam części, szukam ich w katalogach, szukam zamienników. Jestem lekarzem, pomagam przyjść na świat dzieciom. Pracuję w supermarkecie, siedzę przy kasie. To ja mówię: „Dziękujemy, zapraszamy ponownie”. Jestem farmaceutką, sprzedaję leki, informuje o tańszych zamiennikach, o dawkowaniu. Jestem przedstawicielem handlowym, jestem mechanikiem, nauczycielem, uczniem, studentem. Jestem motocyklistą/motocyklistką, widzimy się codziennie. Za kilka dni, kiedy słońce ogrzeje ziemię, ubiorę kask, obudzę swoją maszynę z zimowego snu i znów się spotkamy.
Tym razem na drodze. Na co dzień jeżdżę samochodem, ale kiedy robi się ciepło, samochód zostaje w garażu. Dbam o swoje bezpieczeństwo – kask, rękawice, skóra i oczy dookoła głowy. Pełna koncentracja. Czasem omijam stojące w korkach auta, podjeżdżam do samych świateł i widzę zazdrosne spojrzenia innych kierowców. Ale przecież nie zabieram nikomu miejsca. „Zapięta” jedynka, ręka na sprzęgle. Zapala się zielone światło i niewielka masa motocykla oraz przyspieszenie sprawiają, że mijam skrzyżowanie, zanim pierwszy samochód ruszy choćby o metr. Nikomu nie tarasuję drogi, nikogo nie spowalniam. Z mojego powodu nikt nawet o sekundę dłużej nie stoi na światłach. Oczywiście nie zawsze jeżdżę zgodnie z przepisami – jak zresztą większość kierowców. Pod tym względem nic mnie nie wyróżnia. Czasem przekraczam dozwolona prędkość, czasem nawet linię ciągłą. To że jestem lekarzem, sprzedawcą, rzemieślnikiem nie czyni mnie ani lepszym, ani gorszym. Jako motocyklista mam nieco więcej możliwości. Mniejsze gabaryty, większe przyspieszenie, lepsze warunki do manewrowania. Czy się boję? Śnią mi się czasem koszmary: Jadę ulicą naszego miasta. Wcale nie szybko. Z prawej strony wyjeżdża samochód. Kierowca patrzy na mnie, zwalnia, patrzy w prawo… Zwalnia, ale się nie zatrzymuje. Wyjeżdża wprost przede mnie. Mam znakomite hamulce: dwie tarcze z przodu, jedna z tyłu… czterotłoczkowe zaciski wgryzają się w metal tarczy. I jest ta chwila, ułamek sekundy, kiedy wiem, że mimo to nie wyhamuję i dojdzie do zderzenia. Wtedy się budzę. Przypomina mi się, że w takich właśnie okolicznościach zginął mój kolega. Niewielka prędkość. Gdyby jechał samochodem, skończyłoby się to drobną stłuczką, wgnieceniami w karoserii, ale skórzana kurtka i kask nie ochronią ciała w zderzeniu z toną twardej stali.
Albo inny sen: Gdzieś za miastem. Długa prosta, linia przerywana, przede mną dwa samochody osobowe i wolno jadący autobus. Wyprzedzam, jestem już na lewym pasie, zbliżam się do autobusu, kiedy widzę, że jadący za nim kierowca samochodu osobowego, przechyla głowę w lewo, żeby zobaczyć, czy z przeciwka nic nie jedzie, po czym nagle zmienia pas i spycha mnie wprost na barierę energochłonną – tak zginął w minionym sezonie inny motocyklista wraz z pasażerką. Mam więcej takich snów, czasem śnią mi się własne błędy, ale na to mam jeszcze jakiś wpływ – mogę doskonalić technikę jazdy, uważniej składać się w zakrętach, jeździć wolniej. Jak wielu moich znajomych, mam zawsze ze sobą Oświadczenie Woli, a wolą moją jest, by w razie śmiertelnego wypadku ratować życie innych, oddając do przeszczepu swoje organy. Ale nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie „dawcą organów” – kocham życie tak, jak wszyscy.
Już za parę dni mimo wszystko wybiorę się z przyjaciółmi w Bieszczady, na zlot motocyklowy, może w jakąś dalszą podróż po Europie. Jak zawsze będę mógł niemal dotknąć ręką mijane samochody, będę czuł pęd wiatru, ciepło słońca, a nawet zapachy mijanych lasów i łąk. Kto raz zazna przyjemności takiego podróżowania, nie zrezygnuje z niej tak łatwo. Po co to piszę? Żeby odgrzać stare hasło: „Patrz w lusterka, motocykle są wszędzie”? Też. Ale nie idzie przecież o to, by kierowcy samochodów wypatrywali mnie w lusterkach, żeby na mnie jakoś specjalnie uważali. Chodzi o to, by patrzyli w lusterka decydując się choćby na manewr zmiany pasa. I coś o wiele ważniejszego: żeby sygnalizowali zamiar wykonania manewru, a nie manewr. Bacznie obserwuję pojazdy jadące przede mną. Staram się przewidywać, czasem wręcz odgadywać zamiary kierowców po tym jak zwalniają, przyspieszają, rozglądają się. Patrzę na kierunkowskazy i często nie widzę żadnego sygnału, bo wielu kierowców ma fatalny nawyk włączania kierunkowskazów dopiero podczas skręcania. Kręcąc kierownicą zahaczają niejako palcami o dźwigienkę kierunkowskazu. To o wiele za późno, żebym mógł zareagować. Mogę mieć świetne hamulce, ale w takiej sytuacji nie mam nawet szans, by zdążyć dotknąć klamki hamulca. Ja, motocyklista piszę to nie dlatego, że oczekuję szczególnego traktowania w ruchu ulicznym. Tym tekstem chcę uwrażliwić innych kierowców na ich błędy, które mogą mnie kosztować życie lub zdrowie. Chcę, by pamiętali, że choć wyglądam anonimowo, to pod skórą i kaskiem jestem normalnym człowiekiem, którego spotkać można w szkole, w szpitalu, w sklepie. Chcę zwiększyć szanse moje, moich znajomych, kolegów, przyjaciół. Szanse na to, by wszyscy jesienią zakończyli kolejny, bezpieczny sezon motocyklowy.
Wiatr w Polu
Teraz zastanów się, ile kroć ja, czy Ty spowodowaliśmy taką sytuację na drodze? Ile razy „udało się nam”? Widzisz. Nie jesteśmy święci. Dotyczy to każdego z nas. Wśród nastolatków, najczęściej tych zaczynających przygodę z dwoma kółkami, już dawno pojawił określając kolokwialnie – „gimbusiarski tekst”. „Gdy zakładam kask, zaczynam inaczej patrzeć na świat”. Coś w tym jest. Nie mam na myśli nieodpartego pragnienia do pędzenia z prędkościami cztero, czy pięciokrotnie przekraczającymi dopuszczalną w terenie zabudowanym. Zakładając kask, wsiadając na motocykl, zaczynamy dostrzegać co tak na prawdę robimy źle siedząc w metalowej konserwie pospolicie zwanej samochodem. Każdy, nawet zagorzały przeciwnik dwóch kółek powinien spędzić choć tydzień jako motocyklista, by mógł to zauważyć…