Seans nienawiści na stadionie, triumf stadionowego bandytyzmu i najniższych ludzkich instynktów. Nie, to nie nagłówki ”Gazety Wyborczej” dotyczących rzekomych wydarzeń na stadionie w Białymstoku, Wrocławiu czy Gdańsku. To autentyczne wydarzenia, jakie miało miejsce na zachodzie Europy, gdzie podobno jak informują nas media nad Wisłą z problemem kibicowskim już dawno sobie poradzono. Działy się one dokładnie na południu Francji, podczas hitu tamtejszej ligi Olympique Marsylia – Olympique Lyon.
”Wyborcza” jednak o zdarzeniu z Marsylii nie napisze a jeśli już to bardzo zdawkowo, co by zadość uczynić kronikarskiemu obowiązku. Kto jak kto bowiem, ale kibice Marsylii nie mają nic wspólnego z ksenofobią, rasizmem i nacjonalizmem tak tępionym na polskich trybunach przez wiadomy organ prasowy. Na Stade Velodrome można zobaczyć wspólnie dopingujących ludzi o różnych kolorach skóry, pochodzących z wielu warstw społecznych, mających inne wyznania. Prawdziwe stadionowe multi-kulti. Szczególnie liczna jest społeczność muzułmańska, przez co ostatnie bastiony francuskiej ksenofobii nazywają ich brudasami. Tutaj w życiu redaktor Jacek Harłukowicz z wrocławskiej gazety, nie usłyszałby antyimigranckich okrzyków za które wstydzić się powinien cały Wrocław a wszyscy z kilkutysięcznego tłumu je śpiewających powinni według Pana redaktora stanąć przed sądem.
Co więcej, kibicowska społeczność Marsylii na pewno pragnie aby uchodźcy znajdujący się obecnie na greckich wyspach czy koczujący na węgierskiej granicy znaleźli schronienie w Europie. Wśród nich na pewno wielu zostanie sympatykami Olympique – klubu szanującego sprawiedliwość społeczną, równość wszystkich ludzi i szacunek dla różnorodności. Krótko kibice tego klubu to wypisz wymaluj ideał lewicowych elit. I to ten ideał urządził wczoraj piłkarzom Lyonu (uchodzącego raczej za klub o sympatiach prawicowych) a w szczególności pomocnikowi tego klubu Mathieu Valbuenie istne piekło.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Mathieu Valbuena przez 8 lat bronił barw klubu z Velodrome. Przyczynił się do zdobycia przez Marsylie mistrzostwa Francji, wielokrotnie bronił jej barw podczas meczów w europejskich pucharach. Jego bramka w meczu z Liverpoolem sprzed 8 lat jest jedną z najładniejszych jakie padły w całej historii Ligi Mistrzów. Valbuena przed rokiem opuścił Marsylie i przeszedł do Dinamo Moskwa. Ten transfer nie wzbudził jednak większych emocji. Dawny klub nawet z uwagi na zasługi byłego piłkarza zastrzegł numer 28, w którym występował.
Problem zaczął się gdy po roku gry w Moskwie Valbuena został kupiony za 5 mln euro przez lokalnego rywala Olympique Lyon. Multikulturalni kibice Marsylii uznali to za zdradę, porównywalną z konwersją z islamu na chrześcijaństwo. Pragnienie kary zresztą było identyczne jak w wyżej wymienionym przypadku. Na trybunach pojawiła się duża kukła Valbeuny, która zawisła na szubienicy. Ktoś powie, że to tylko świadome wzmocnienie przekazu, celem pokazania swojego niezadowolenia, dalekie jednak od zamiaru pozbawienia Valbeueny życia. Kolejne jednak zdarzenia jednak pokazały dobitnie, że wśród kibiców Marsylii była spora grupa takich, którzy faktycznie najchętniej widzieliby go na szubienicy. I raczej Valbeuna już samotnie do tego miasta się nie wybierze.
Przeraźliwe gwizdy przy każdym jego kontakcie z piłką nie robiły większego wrażenia. Problem pojawił się gdy Valbeuna pojawiał się w tych częściach boiska, które były w pobliżu trybun np. przy wykonywaniu rzutu rożnego. Wtedy spadały na niego różne przedmioty – kubki, resztki jedzenia i butelki po napojach. Następnie zaczęto atakować także innych piłkarzy Lyonu. Przerwano mecz gdy w kierunku bramkarza gości ktoś rzucił szklaną butelką (nie jedną zresztą)
Zwykle jestem zwolennikiem tego, aby wynik odzwierciedlał to co wydarzyło się na boisku. A na boisku mecz zakończył się wynikiem 1-1. Sprawiedliwiej tym razem byłoby jednak, gdyby po 20 minutach przerwy nie wznawiano meczu a spotkanie zakończyło się walkowerem 3-0. Piłkarze Lyonu a zwłaszcza wczorajszy główny bohater musieli grali ze świadomością, że nie są do końca bezpieczni. Kibice Marsylii wyraźnie byli zadowoleni z tego, że doprowadzili do tak napiętej sytuacji i tak po przerwie kontynuowali ataki na piłkarzy.
Zresztą piłkarzom OM także klimat na trybunach dał się we znaki. Postawili sobie za cel uprzykrzyć życie byłemu klubowemu koledze, permamentnie go faulując. Alessandrini pod koniec pierwszej połowy to już otwarcie chciał go połamać, wchodząc w niego na tyle ostro że mogło się to skończyć dotkliwą kontuzją. Musiał za to wylecieć z boiska.
Sam Mathieu Valbeuena mocno mi zaimponował i od dziś będę spoglądał na niego inaczej. Facet mimo skromnych warunków fizycznych (nie ma nawet 170 cm wzrostu) twardo próbował grać swoje, rozgrywając naprawdę przyzwoite spotkanie. W pewnym momencie chyba nawet chciał za bardzo, bo mając dogodne sytuacje do strzelenia gola nie podjął najlepszych decyzji. Za wszelką cenę chciał chyba bowiem odegrać się za całą fale nienawiści płynącą tego dnia na Stade Velodrone. Do końca meczu wykonywał także stałe fragmenty gry, mimo że nieustannie leciały w jego kierunku rozmaite przedmioty.
Stadiony zawsze były dobrym miejscem do wyeksponowania własnych emocji. Wczoraj swoją twarz pokazali imigranci już od dawna mieszkający w Europie wraz z lewackim elementem od dawna stanowiącej fundament tego klubu. Marsylia nawet jak na warunki francuskie jest mocno na lewo a podobizny Che Guevarry to stały element lokalnego, stadionowego krajobrazu.
Paradoksalnie, więc Ci odsądzani od czci i wiary polscy kibice protestami antyimigracyjnymi bronią na polskich stadionach pewnej normalności. Takiego zdziczenia bowiem na boiskach Ekstraklasy jak wczoraj w Marsylii to raczej nigdy nie było a transfery pomiędzy wrogimi klubami nie raz się przecież zdarzały (w ostatnich latach np. transfer Bereszyńskiego z Lecha do Legii).
Radykalni nastawieni imigranci będą chcieli pokazać się w przestrzeni publicznej. Na stadionie jest to uczynić najłatwiej. Takich obrazków jak te z meczu Ligue 1 może wkrótce być znacznie więcej w Europie. Zatęskni się wtedy jeszcze, ze starymi dobrymi bojówkami kibicowskim.
Autor: Kamil Rybikowski
Fot. Wikimedia/TaraO