1,5 tys. zł miesięcznie przez półtora roku – na taką pomoc, zgodnie z przyjętą w sobotę przez Sejm ustawą o funduszu wsparcia kredytobiorców, będą mogli liczyć ci, którzy stracili pracę oraz znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej.
– Pomoc kierowana będzie do kredytobiorców mających problemy ze spłatą, ale nie będzie to forma darowizny. Spłatę wsparcia trzeba będzie rozpocząć po dwóch latach, a pożyczoną sumę będzie można rozłożyć na maksymalnie 8 lat. Jeśli kredytobiorca wykorzysta maksymalną kwotę – 27 tys. zł i rozłoży spłatę na 96 miesięcy, to rata wyniesie 282 zł – komentuje Wojciech Boczoń, analityk Bankier.pl.
Rozwiązania zawarte w ustawie skierowane są do wszystkich kredytobiorców zarówno złotowych, jak i walutowych. Fundusz działający przy Banku Gospodarstwa Krajowego będzie tworzony przez banki posiadające w swoim portfelu kredyty na zakup mieszkania lub domu.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Maksymalna wielkość tego funduszu ma wynieść 600 mln zł. Z pomocy będą mogli korzystać kredytobiorcy, którzy mają na kredyt jedno mieszkanie (maksymalnie 75 m2) lub dom (maksymalnie 100 m2).Kryterium powierzchni ulega zmianie, gdy kredytobiorcy posiadają dzieci.
O pomoc ubiegać się będą mogli tylko ci, których rata przekracza 60% dochodów gospodarstwa domowego lub posiadają status bezrobotnego, ale nie stracili pracy na skutek wypowiedzenia przez nich umowy z pracodawcą. Niestety, ustawa nie dotyczy osób, które zaciągnęły kredyty na remont mieszkania lub domu.
– Wciąż niezrozumiała jest też uporczywa kwestia limitów powierzchni mieszkania lub domu kredytobiorcy. W teorii, zgodnie z projektem, o wsparcie mógłby ubiegać się singiel, który stracił pracę, a na kredyt kupił kawalerkę za 300 tysięcy złotych, a wykluczone z niego byłoby małżeństwo starające się o dziecko w 76-metrowym mieszkaniu po babci, na którego remont wzięli 75 tys. zł kredytu – mówi Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
– Niemniej, powołanie funduszu należy ocenić dobrze, bo rzeczywiście taka inicjatywa była potrzebna ze względu na bardzo niski poziom oszczędności i dramat jaki jest z tym związany, gdy kredytobiorcy czasowo tracą źródło dochodów – dodaje Piechowiak.