Nie mam złudzeń. Podatek bankowy i od sklepów wielkopowierzchniowych to dopiero początek. Kolejne podatki zostaną na nas nałożone już w przeciągu najbliższych miesięcy.
Polityka prowadzona przez rząd doprowadzi Polskę do ruiny. Skąd to wiem? Cóż, jeżeli ktoś wydaje więcej niż zarabia, to w końcu zbankrutuje. Taki scenariusz czeka nasz kraj, bo deficyt budżetowy wyniesie prawie 55 miliardów złotych. A w kolejnych latach na pewno się zwiększy…
Można się kłócić i nie zgadzać z czyjąś opinią. Jednak fakty mówią same za siebie. Projekt „Rodzina 500+” ma w tym roku (pieniądze będą wypłacane od kwietnia) kosztować budżet państwa około 20 mld złotych. Drugi flagowy projekt rządu, czyli darmowe leki dla osób powyżej 75. roku życia ma wystartować 1 września. Jego koszt to „marne” 125 milionów złotych. Haczyk tkwi w tym, że jest to koszt na rok 2016. W kolejnym roku fundusz na bezpłatne leki dla seniorów wyniesie 564 mln. A ta suma ma rosnąć…
Czytaj także: Jak państwo ściąga haracz z Polaków?
Warto przy tym nadmienić, że w tym roku do kasy państwa wpłynie ponad 9 mld złotych z tytułu sprzedaży częstotliwości LTE. To pokaźna kwota, która pozwoli rządowi spełnić swoje kosztowne obietnice wyborcze.
Jednak w roku 2017 nie przewiduje się jakiegoś super zysku prosto z nieba, który uratuje budżet. Oznacza to, że rząd Prawa i Sprawiedliwości, by mieć pieniądze na politykę rozdawnictwa, musi komuś zabrać. Komu? Oczywiście zwykłym ludziom.
Pomyślmy, jakie podatki mogą pójść w górę wraz z nadejściem nowego roku? 1) Akcyza na paliwo. Co z tego, że jest ona i tak absurdalnie wysoka. W benzynie wynosi ona ponad 34%, a w oleju napędowy prawie 26% ceny. Do tego dochodzi opłata paliwowa oraz podatek VAT. Łącznie daje to ponad 50% podatku w cenie paliwa! W chwili, gdy piszę te słowa litr oleju napędowego waha się w granicach 3,85-4,00 zł za litr.
2) Akcyza na alkohol. Jak głosi stare porzekadło: Polak nie kaktus, pić musi. Wesele, urodziny, spotkanie z przyjaciółmi, każda okazja jest dobra, by w ruch poszły szlachetne trunki polskie. Z zeszłorocznegi badania „Tackling Harmful Alcohol Use: Economics and Public Health Policy” sporządzonego przez OECD dowiedzieliśmy się, że statystyczny Polak wypija co roku 10,3 litra czystego alkoholu. Mieszamy style i na naszych stołach znajduje się m.in. wódka, piwo, wino, whisky, cydr oraz nielegalny bimber. I tego ostatniego może być na czarnym rynku coraz więcej, bowiem rząd po cichu przebąkuje o podwyżce akcyzy na alkohole słabe. Tylko czekać, gdy koncerny zaleją nas piwopodobnymi napojami za 2 złote, byle tylko nie podnosić cen i nie stracić klientów. A porządne piwa regionalne, rzemieślnicze itp. najprawdopodobniej upadną.
3) Rząd może również zadbać o wzrost elity w naszym kraju. Jak? Podnosząc VAT na „dobra luksusowe”, czyli książki (obecnie 5%) i gazety (8%). Z reguły cena dzienników w Polsce zaczyna się od okolic 2 zł. Za tygodnik opinii trzeba zapłacić ponad 5 zł. Miesięczniki i kwartalniki to wydatek rzędu 10, a czasem nawet więcej, złotych. Również książki nie należą do najtańszych. Standardowo książka w dniu premiery i kolejnych miesiącach kosztuje około 40-50 zł. Zdarzają się pozycje tańsze oraz droższe. Jednak niski VAT, jakim obłożone są te produkty może kusić. Kusić oczywiście rząd, by wyrównać go z VAT-em na śpioszki (23%). Pewnie znajdzie się tego więcej, ale nie sposób wymieniać. Jaki będzie efekt podniesienia VAT? Książki drastycznie podrożeją, spadnie i tak niski już poziom czytelnictwa, a dostęp do wiedzy/rozrywki papierowej będzie jak w czasach pierwszych gazet. Ratunkiem będą jedynie biblioteki.
Oczywiście podatek można nałożyć na wiele innych towarów. Usługi grabarza, owoce morza, bilety do kin czy teatrów. Tajemnicą pozostaje wariant, jaki wybierze rząd. Bo, nie oszukujmy się, albo rząd podniesie podatki, albo zrezygnuje ze swoich socjalistycznych reform. Nie ma innej opcji. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko. Równie pewnym jak nowy podatek/nowe podatki jest utrzymanie obecnej stawki VAT. Zgodnie z ustawą, ma on obowiązywać tylko do końca tego roku. Jednak czy rząd zdecyduje się na powrót do stawki 22%? Raczej nie, gdyż minister Henryk Kowalczyk zadeklarował, że rząd nie szykuje rewolucji w sprawie stawek VAT. A gdy do tego dołożymy powrót do poprzedniego wieku emerytalnego, to wylko jeden Bóg wie, jak szybko nasza gospodarka się wykrwawi.