Największym przeciwnikiem wolnego rynku jest państwo. Słuchając wypowiedzi polityków obozu rządzącego wydaje się, że państwo polskie kapitalizmowi tylko przeszkadza. Socjalizm PiS-u zna jakieś granice?
Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym wypadku pieniądze zagranicznych banków. Jarosław Gowin w rozmowie z dziennikiem „Financial Times” stwierdził, że państwo powinno w ramach programu „ekonomicznego patriotyzmu” podjąć działania w celu zwiększenia udziału polskiego kapitału w krajowym sektorze bankowym. Według ministra należy je „zrenacjonalizować”, czyli doprowadzić do sytuacji w której Skarb Państwa, de facto podatnicy, wykupi oddziały zagranicznych banków działających na polskim rynku.
Pod chwalebnym pojęciem „spolonizowania kapitału zagranicznego” kryje się zagrożenie dla naszej stabilności gospodarczej. Wszak najpierw trzeba znaleźć pieniądze potrzebne na ten cel. Skąd je wziąć? Minister Gowin i premier Beata Szydło wyciągną miliony ze swoich kieszeni? Może Jarosław Kaczyński weźmie „chwilówkę” w którymś ze SKOK-ów? Nie. Rząd zajrzy do naszych kieszeni i podniesie jakieś podatki, bądź w kolejnym roku zabierze fundusze z któregoś z ministerstw na cel „repolonizacji”.
Oprócz kosztów uzyskania kontroli nad tymi bankami, dojdą gigantyczne koszty utrzymania. Wszak ktoś będzie musiał być dyrektorem tych banków. Ktoś będzie musiał zasiadać w zarządzie. (Najpewniej będą to koledzy rządzących, wyłonieni w „konkursach”). A co z tysiącami pracowników, którzy dzień w dzień siedzą w „okienku”, by obsługiwać klientów? Oni też będą domagać się wypłaty na takim samym poziomie, jak u kapitalisty. Scenariusz, w którym rząd przejmuje banki oznacza, że zwiększa nam się ilość osób zatrudnionych w budżetówce. A na ich wypłaty składamy się my, wszyscy pracujący w sektorze prywatnym Polacy. By rząd mógł utrzymać miejsca pracy dla tych osób, by państwowe banki mogły funkcjonować, ponownie trzeba będzie podnosić podatki…
Jest jeszcze jeden ważny aspekt, o którym mówił Jarosław Gowin. – W okresie przejściowym państwo polskie może kupić te banki, jednak tylko po to, aby później je sprywatyzować – zaznaczył w rozmowie z „FT”. Co jednak znaczy „okres przejściowy”? Jaki to okres czasu? 3 miesiące? 2 lata? Do czasu utraty władzy? Przecież bank to nie samochód, że znajdzie się na niego kupiec w ciągu parunastu dni. Jeżeli polski rząd odkupiłby bank A, to przecież nie sprzeda go z zyskiem bankowi B w ciągu kilku miesięcy. Gdyby miało tak być, to bank A zostałby sprzedany bankowi B bez pośredników.
Obserwując poczynania rządu PiS można dojść do wnioski, że pomysły przejściowe stają się trwałe. Mała ustawa medialna miała obowiązywać jedynie przez kilka miesięcy. Jednak już teraz widzimy, że duża ustawa medialna nie wejdzie w tym roku. Czy podobny los spotkałby rządowe banki, które zamiast być chwilowym ratunkiem dla polskiej gospodarki, stałyby się prywatnymi folwarkami dyrektorów?
Może zamiast skupować różne banki od zagranicznych inwestorów, warto byłoby zainwestować w jeden bank porządnie? Powszechna Kasa Oszczędności Bank Polski, czyli PKO BP to polski bank. Jednak jego polskość jest dość wątpliwa, bowiem Skarb Państwa posiada w nim jedynie 29,43% udziałów. Reszta znajduje się w rękach inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych, m.in. Nationale-Nederlanden (Holandia) posiada 5,17% udziału w kapitale zakładowym, a Aviva Otwarty Fundusz Emerytalny (Wielka Brytania) 6,72%.
Rząd chciał repolonizować media, teraz zabiera się za banki. Co będzie dalej? Zakłady produkcyjne? Sklepy wielkopowierzchniowe? Rolnictwo? PRL ponoć minął, jednak słuchając kolejnych wypowiedzi rządzących nie jestem pewien czy za kilka miesięcy w budynku „Biedronki” nie będzie mieścił się „GS”, a „Lidl” stanie się PSS „Społem”.