Po długim oczekiwaniu wreszcie miałem okazję obejrzeć film „Wołyń”. Podobnie jak wiele osób, mogę stwierdzić, że się nie zawiodłem, a Wojciech Smarzowski stanął na wysokości zadania. Nie wszyscy jednak są takiego zdania, choć często samej produkcji nie widzieli.
Nie będzie to recenzja. Nie jestem w tym dobry, więc mogę polecić Państwu tekst Jolanty Lamprecht pt. „Wołyń” – „Niechaj wasze żniwa będą obfite”. Chciałbym się raczej skupić na swoistej „psychozie” związanej z tym filmem. Dowodem tego są m.in. słowa Stefanii Jawornickiej, szefowej lubuskiego Związku Ukraińców.
Boję się i myślę, że już widać efekty jego nakręcenia, czego przykładem są chociażby niedawne wydarzenia w Przemyślu (a konkretnie – marsz): napad chuliganów na procesję polsko-ukraińską. „Wołyń” już rozpętał emocje i bardzo jednostronną dyskusję. Nie widziałam tego obrazu, ale staram się czytać wszystkie dostępne recenzje i już budzą one we mnie trwogę
– stwierdziła p. Jawronicka w rozmowie z weekendowym wydaniem „Gazety Lubuskiej” z 8 października. Jak sama podkreśliła, filmu wprawdzie nie widziała, ale i tak się go boi. Rzeczywiście, temat produkcji może budzić grozę, bo to, co wydarzyło się w roku 1943 nie było przecież sielanką. Niestety, tak to jest, kiedy komentuje się coś, czego się nie widziało. Bez większego zdradzania fabuły, mogę p. Jawornickiej powiedzieć, że w filmie naprawdę pokazano tylko to, co należało pokazać, czyli tło wydarzeń, w tym efekty polityki II Rzeczpospolitej wobec Ukraińców, czy spontaniczną akcję odwetową Polaków oraz okupację sowiecką, a później niemiecką. To jest także odpowiedź na inne słowa szefowej lubuskiego ZU:
Zanim powstał ten film, należało przybliżyć historię, naświetlić tło wydarzeń w nim przedstawionych
W takim razie odesłać należy p. Jawornicką do scen z wesela, gdzie są one przedstawione. Problem w tym, że film trzeba najpierw obejrzeć, a później oceniać, zamiast komentować „na ślepo”. Sam kiedyś miałem w głowie wizję II Rzeczpospolitej jako państwa idealnego Z czasem jednak zdałem sobie sprawę, że nie wszystko było tak piękne, jak sobie to wyobrażałem. Problem tkwi jednak w czymś innym. O ile przed wojną terrorystyczna działalność ukraińskich nacjonalistów wymierzona była w państwo polskie (prowadzące stanowczą politykę wobec mniejszości), o tyle po 1943 roku dotknęła ona często bezbronnych Polaków-sąsiadów.
„Wołyń” jest po prostu (albo aż) wypełnieniem pewnej luki i bardzo dobrze, że powstał. Zdecydowanie nie jest to film antyukraiński. Pokazano w nim tragedię zarówno Polaków, jak i Żydów (po wkroczeniu Niemców) i tych zwykłych Ukraińców z mieszanych małżeństw. Muszę jednocześnie dodać, że p. Jawornicka nie neguje samej zbrodni i uważa, że jest ona wstydem dla Ukraińców. Smuci mnie zatem fakt, że negatywnie odnosi się do samego filmu. To że „Wołyń” wywołuje emocje nie dziwi chyba nikogo. Czy „Katyń” śp. Andrzeja Wajdy nie budził w widzach żadnych uczuć? Może więc produkcja o kaźni polskich oficerów też nie powinna powstać? Emocje będą jeszcze większe, gdy będziemy obserwować takie wydarzenia jak marsz Marsz Chwały Bohaterów w Kijowie z okazji 74. rocznicy powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii (pisaliśmy o tym tutaj). Ale o tym p. Jawornicka nic już nie mówi.
A poniżej ciekawy tweet Leszka Millera:
Dla tych, którzy już byli, lub będą na filmie „Wołyń”. Czciciele UPA z poparciem władz maszerują na ulicach Kijowa. pic.twitter.com/xfu90a1ahE
— Leszek Miller (@LeszekMiller) 15 października 2016
Źródło: Gazeta Lubuska
Fot. Facebook/Film Wołyń