Ukraińcy mogą wydać w ciągu 10 lat nawet 165 mld euro w celu wprowadzenia technicznych regulacji w produkcji zgodnych z przepisami Unii Europejskiej. Takie będą koszty, jakie będzie musiała ponieść Ukraina w celu integracji gospodarczej z UE.
Oprócz tego, aby umowa stowarzyszeniowa mogła dojść do skutku Ukraina musi rozwiązać problem uwięzionej byłej premier Julii Tymoszenko. Żądanie jej uwolnienia jest zapisane w dokumentach urzędowych. Wielokrotnie tez unijni urzędnicy podkreślali, że bez tego nie można mówić o integracji Ukrainy z UE. Premier Mykoła Azarow twierdzi, że Ukraińców czeka ogromny wysiłek, aby przestawić całą gospodarkę na nowe standardy. Azarow liczy w tej materii na pomoc ze środków UE. Europejczycy gotowi są przekazać Ukraińcom 45 mln euro w ciągu dwóch lat na przeprowadzenie reform.
Planom integracyjnym z uwagą przygląda się Moskwa. Według rosyjskich badaczy straty, jakie poniesie Ukraina są nieuniknione. Co więcej w Moskwie uważa się, że jednoczesna integracja z UE jak i z Unią Celną (projekt rosyjski) jest nierealna. W obu strukturach obowiązują zupełnie inne, często sprzeczne normy handlu. Rosjanie mówią też, że zwrot w stronę UE pozbawi Ukrainę istotnych ulg w sferze energetyki. Rosja zostanie też zmuszona do stworzenia zapory celnej przed nawałem tanich europejskich towarów. Jak widać Rosjanie próbują pokazać Ukraińcom, że wybór integracji europejskiej nie jest dla nich korzystny.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
fot: sxc.hu