Maurycy Beniowski – słynny awanturnik, znany nie tylko Europie, ale i na świecie. Brał udział w konfederacji barskiej, za uczestnictwo w której zesłany został na Kamczatkę. Król Madagaskaru, przyjaciel Benjamina Franklina i Kazimierza Pułaskiego, hrabia z nadania cesarzowej Marii Teresy. Francuski generał, dworzanin Ludwika XV. Uważał się za Polaka, ale związany był również z Słowacją i Węgrami. Pamiętniki które napisał inspirowały współczesnych mu twórców i artystów.
Jest 10 października 1776. Maurycy Beniowski zostaje obwołany przez zgromadzenie wodzów Ampansakebe – Wielkim Królem Madagaskaru. To słowa nowo wybranego władcy :
Długie życie narodowi madagaskarskiemu! Długie życie krwi ojców naszych! Niechaj Bóg, który stworzył niebo i ziemie, prowadzi nas wszystkich w najdłuższe lata!
Maurycy przemawia w lokalnym języku. W jego wyborze pomogła legenda którą sam podtrzymywał. Według niej był potomkiem ostatniego króla Madagaskaru – Ramini Larizona.
Fakty są jednak zupełnie inne. Beniowski sam uważał się za Polaka, choć jego matka Rozalia była węgierską baronową, a ojciec Samuel austriackim oficerem polskiego pochodzenia. Urodził się w Verbó u podnóży Małych Karpat. Choć pochodził z rodziny katolickiej, w młodości zmienił wyznanie na luteranizm. Zawsze był typem niepokornym. Uczestniczył w konfederacji barskiej służąc pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego. Został za to zesłany najpierw do Kazania, a potem ze względu na niesubordynację na Kamczatkę. To właśnie tam rozpoczął się najbardziej śmiały epizod jego życia. Wraz z grupą skazańców przejął władzę nad regionem, po czym przejął statek i uciekł z Rosji. W swej podróży okrętem odwiedził między innymi Aleuty, Japonię, Tajwan i Makau. Z tego ostatniego, portugalskie miasta wyruszył na francuskim statku do Francji. Po drodze po raz pierwszy zawitał na Madagaskarze, nie spędził tam jednak wiele czasu.
W lipcu 1772 roku przybył do Paryża, gdzie zachwycił swą opowieścią dwór Ludwika XV. Francuzi postanowili wykorzystać jego zdolności i wysłać go na Madagaskar by ten go dla nich podbił. Plany jednak się zmieniają bo nasz rodak zostaje obwołany królem Madagaskaru. Zawdzięcza to prócz rozsiewanej wśród Malgaszy legendzie o jego królewskim pochodzeniu, zapewnieniu wyspie stabilności i pogodzeniu zwaśnionych plemion.
Nowy władca szybko zreformował państwo. Podzielił Madagaskar na województwa, zbudował spichlerze i fortyfikacje. Wzorem Polski starał się nadać swej krainie ustrój demokracji szlacheckiej. Powstał sejm który szybko zabrał się za tworzenie ustaw regulujących życie Malgaszy. Maurycy zakazał również niehumanitarnych zwyczajów, jak choćby praktyki topienia niechcianych noworodków w rzece.
Na początku 1777 roku Beniowski udał się w podróż powrotną do Francji. Miał nadzieję na uzyskanie akceptacji Ludwika XV i międzynarodowe usankcjonowanie swej pozycji. Niestety nie udało mu się zrealizować swego zamierzenia, mimo że został pochwalony za swe działania i otrzymał za nie awans na generała brygady. W Paryżu w tym czasie przebywał Józef II – syn cesarzowej Austrii Marii Teresy. Ten również nie wykazał chęci wsparcia nowego króla Madagaskaru. Mimo usilnych starań cesarzowa postanawia jedynie ułaskawić Maurycego za błędy młodości i nadaje mu tytuł hrabiego.
W Paryżu nasz rodak spotkał również swego przyjaciela Kazimierza Pułaskiego. Dzięki niemu poznaje Benjamina Franklina, ambasadora Stanów Zjednoczonych we Francji, przypadają sobie do gustu i zawiązuje się miedzy nimi silna nić przyjaźni.
Wkrótce po tych wydarzeniach Pułaski wyruszył do USA. Starał się przekonać amerykański kongres do kolonizacji Madagaskaru, przedstawiając projekt autorstwa Beniowskiego, niestety bez powodzenia.
W połowie 1777 Maurycy postanowił wyjechać na Węgry. Kupuje tam majątek ziemski. We wrześniu 1778 wybuchła wojna austriacko – pruska w której uczestniczył jako pułkownik. Po jej zakończeniu otrzymał od Benjamina Franklina zaproszenie do Paryża. Tam zaangażował się w organizację legionu cudzoziemców, którzy mieliby walczyć po stronie Jerzego Waszyngtona. Uzyskał aprobatę Benjamina i w 1782 roku dotarł do Ameryki. Tam dochodzi do spotkania się z Waszyngtonem, który również popiera jego pomysł. Na przeszkodzie stanął ponownie kongres, który był przeciwny utworzeniu oddziału złożonego z zagranicznych żołnierzy.
W 1783 Beniowski powrócił do Europy, po drodze zatrzymał się u swego młodszego brata na Haiti. Jesienią tego samego roku Maurycy przedstawił Anglikom pomysł utworzenia niepodległego państwa na Madagaskarze będącego pod ich protektoratem. Ci początkowo nie chcą się angażować w jakikolwiek konflikt z Francją. Niespodziewanie w marcu 1784 roku zmienili zdanie i zawiązali z Beniowskim spółkę handlową, po czym wysyłali go w podróż do Madagaskaru. Po drodze statek zatrzymał się na 3 miesiące w Brazylii, spowodowane to było koniecznością przeprowadzenia naprawy.
W lipcu 1785 okręt dopłynął do celu. Beniowski powitany został przez swych poddanych z radością. Podczas jego wieloletniej nieobecności dużo się zmieniło, część wyspy opanowali Francuzi. Mimo niekorzystnego obrotu sprawy, postanowił udać się na tereny sprzyjające osadnictwu. Zdrady dopuścił się jednak kapitan, który okazał się być francuskim agentem i wraz z częścią zapasów uciekł w nieznanym kierunku. Maurycy nie poddał się, dotarł do miasteczka Angontsi gdzie założył przyszłą stolicę. Nazwał ją Mauritanią, łatwo można wywnioskować, że na własną cześć. Rozpoczął tam tworzenie infrastruktury drogowej, wybudował sporo magazynów i mieszkań. Stworzył również malgaskie wojsko. Kierował eksploatacją bogactw naturalnych i handlem nimi.
W maju 1786 przeciw Beniowskiemu wyruszyła ekspedycja karna. Beniowski był przygotowany, wierzył w zwycięstwo i przyjął bitwę.
Kapitan Lorcher, dowódca francuskiego oddziału tak pisał o szturmie z 23 maja 1786 :
… tam utworzyłem dwa plutony gotowe do szturmu i rozkazałem otworzyć ogień. W tym momencie zauważyłem, że pan Beniowski polecił dać ognia z jednego działa, które jednak nie wystrzeliło. Byliśmy tak blisko fortu, że wystrzał ten byłby mi zabił lub zranił większą część oddziału. Uważałem moment za decydujący, rozkazałem przystąpić do szturmu. Byłem jeszcze o kilka kroków od palisady, gdy znowu ujrzałem Beniowskiego, który strzelił do nas z karabinu i opuścił go zaraz do ziemi, podnosząc swą lewą rękę do serca, a prawą naprzód w naszą stronę. Zrobił jeszcze kilka kroków, by zejść z nasypu i upadł między podpierające go pale. Sforsowaliśmy palisadę i wpadliśmy do fortu. Wchodząc na szaniec z armatami, przeszedłem obok Beniowskiego, który jakby chciał wymówić kilka słów niezrozumiałych. Byłem jednak zmuszony wydać rozkazy i nie mogłem zatrzymać się przy nim natychmiast. Wróciłem w dwie minuty później: już konał. Kula przeszyła mu pierś z prawej strony do lewej …