Prezydent Francji nie zwalnia tempa w dążeniu do poważnych zmian dotyczących pracowników delegowanych. Wkrótce spotka się w tej sprawie z kilkoma krajami Europy Środkowej. Niestety pominął Polskę, a to właśnie nasz kraj jest liderem w delegowaniu pracowników. „Gazeta Wyborcza” podaje, że na takich zasadach pracuje nawet 500 tys. Polaków.
Emmauel Macron niejednokrotnie podkreślał jak ważne – z punktu widzenia Francji – są zmiany w mechanizmach regulujących gospodarkę UE. Jego zdaniem dla dobra UE, należy podjąć walkę z tzw. dumpingiem socjalnym.
Zgodnie z definicją zaakceptowaną przez Parlament Europejski dumping socjalny to: „szeroko rozumiane, zamierzone praktyki i obchodzenie obowiązującego prawa europejskiego i krajowego, które przyczyniają się do rozwoju nieuczciwej konkurencji, prowadząc do sprzecznego z prawem minimalizowania kosztów pracy i naruszania praw pracowniczych oraz wyzysku pracowników”.
Czytaj także: Prezydent Francji chce zmian, które ograniczą dumping socjalny. Dlaczego unika dyskusji z Polską i Węgrami?
Jednym z przejawów powyższego zjawiska mają być „niesprawiedliwe” przepisy dotyczące pracowników delegowanych. O kogo chodzi? Pracownikiem delegowanym, zgodnie z definicją zawartą w art. 2 ust. 1 dyrektywy 96/71/WE42 jest pracownik, „który przez ograniczony okres wykonuje swoją pracę na terytorium innego państwa członkowskiego niż państwa, w którym zwyczajowo pracuje.”
Tak się składa, że to właśnie Polska jest liderem w delegowaniu pracowników i to nasz kraj może najwięcej stracić na zmianach o które zabiega Francja.
„Gazeta Wyborcza” obliczyła, że zmiany, których domaga się prezydent Macron dotyczą co 40 etatu w naszym kraju. Oznacza to, że w sumie nowe przepisy dotkną nawet 500 tys. Polaków.
Oprócz tego, że zmiany uderzą w naszych rodaków, to ucierpi także nasz system emerytalny. Jeśli proponowane przez Francuzów zmiany weszłyby w życie, wówczas pracownicy z Polski pracując za granicą w delegacji, wpłacaliby składki na rzecz kraju w którym przebywają. To oznacza straty w ZUS.
Niedawno Francuzi potwierdzili, że w dniach 23-25 sierpnia prezydent Macron odwiedzi Austrię, Bułgarię i Rumunię. W czasie pobytu w Austrii ma się spotkać nie tylko z kanclerzem tego kraju, ale również z premierami Czech i Słowacji.
Podczas tych spotkań odbędą się dyskusje na temat zmian w prawie unijnym dotyczące pracowników delegowanych. Wśród propozycji pojawia się m.in. zrównanie wypłat za tę samą pracę wykonywaną w konkretnym miejscu.
Póki co państwa Europy Środkowej argumentują, że każdy powinien mieć prawo do konkurowania na wolnym rynku np. taniej wykonując swoje usługi. Poza tym przypominają, że nowe państwa UE (w tym Polska) otworzyły się niegdyś na swobodę przepływu towarów, dlatego podobnie powinny się zachowywać kraje Europy Zachodniej i otworzyć się na konkurencję wobec np. kierowców z naszego kraju.
Choć oficjalne stanowiska ministrowie UE mają zająć dopiero 23 października, to nie ulega wątpliwości, w jakim celu na spotkania do tych właśnie krajów udał się już w sierpniu Macron. Faktyczna decyzja może zapaść za plecami Polski i Węgier, które nie znalazły się na trasie prezydenta Francji. Niezwykle istotna będzie tu decyzja państw, które odwiedzi Macron pod koniec sierpnia. Czy możemy liczyć na solidarność ze strony Austrii, Bułgarii, Rumunii, Czech i Słowacji?
Więcej na ten temat można znaleźć TUTAJ