Paul N. Edwards., specjalista ds. bezpieczeństwa Uniwersytetu Stanforda, udzielił wywiadu portalowi „Earth Sky”. W rozmowie przewiduje, jak wyglądałby świat po wybuchu wojny jądrowej.
Edwards twierdzi, że efektem terytorialnej wojny atomowej byłoby 5 miliardów kilogramów pyłu oraz sadzy wystrzelonej do stratosfery. Naukowiec podkreśla, że w takiej sytuacji znacząco zmieniłby się klimat na planecie. To wystarczy, aby ochłodzić całą planetę o około 1,25 stopnia Celsjusza. Sezony wzrostu roślin stałyby się na tyle krótkie, że zaczęłoby brakować żywności – ocenił.
Jako zarzewie potencjalnego konfliktu nuklearnego Edwards nie wskazuje o dziwo Korei Północnej, lecz… Indie i Pakistan. Specjalista ds. bezpieczeństwa przypomina, iż oba państwa dysponują bronią atomową, a ich relacje są bardzo napięte. Naukowiec ocenia, że gdyby teraz doszło do wojny jądrowej pomiędzy tymi państwa, to w obie strony wystrzelonych zostałoby 50 rakiet z głowicami atomowymi.
Jeżeli tak ogromne konsekwencje dla całej ludzkości niesie za sobą terytorialna wojna atomowa, to jak wyglądałaby nasza przyszłość po globalnym konflikcie? Edwards nie ma złudzeń, iż skończyłoby się to gigantyczną tragedią. Średnia temperatura na świecie spadłaby nawet o 7 stopni Celsjusza. Takie temperatury ostatnio obserwowane były w czasach wielkiego zlodowacenia. Trwałoby to przez kilka lat – mówi Amerykanin i dodaje, że doprowadziłoby to do wielkiego głodu na Ziemi. Dodatkowo dym oraz pyły unoszące się w powietrzu po licznych wybuchach mogłyby przyćmić Słońce, co zahamowałby fotosyntezę.
Edwards uważa, że w przypadku ataków jądrowych na miasta ich mieszkańcy nie będą mieli żadnych szans na przeżycie. Ekspert uważa, że znaczna część ludzi umrze natychmiast po wybuchu, a ci, którzy przeżyją życiem nie będą cieszyć się długą. Umrą w niedługim czasie, najpewniej z powodu oparzeń lub chorób nowotworowych wywołanych silnym promieniowaniem.
źródło: o2.pl, Earth Sky
Fot. Pixabay.com