Stanisław Pietrow zmarł w wieku 77 lat. Stał się znany na całym świecie za sprawą jednej decyzji, którą musiał podjąć w przeciągu kilku minut. Wszystko rozegrało się w 1983 r. To wtedy Pietrow najprawdopodobniej uratował świat przed wojną nuklearną.
Był wczesny wrześniowy poranek 1983 r. 44-letni pułkownik miał dyżur w tajnym wojskowym centrum dowodzenia pod Moskwą. To tam sowieccy żołnierze prowadzili monitoring amerykańskich baz z wyrzutniami rakiet balistycznych. W pewnym momencie w pomieszczeniu rozbrzmiał głośny dźwięk alarmu. Pietrow nie mógł w to uwierzyć. Czyżby Amerykanie wystrzelili w stronę Związku Sowieckiego pociski z głowicami jądrowymi?
Pułkownik Pietrow miał na podjęcie decyzji zaledwie kilka minut. Po dwudziestu minutach od wystrzelenia, amerykańskie pociski uderzyłyby w cele na terenie Związku Sowieckiego. W takiej sytuacji procedura nakazywała odpowiedzenie ogniem. Gdyby do tego doszło, wybuchłaby III wojna światowa. Jeszcze bardziej niszczycielska od poprzednich, bo z wykorzystaniem broni atomowej na pełną skalę.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Ostatecznie Pietrow postanowił zameldować, że alarm był wynikiem błędu systemu, a w stronę ZSRR żadne rakiety nie lecą. Szybko okazało się, że miał rację. Gdyby postąpił inaczej, Stany Zjednoczone zostałyby zaatakowane i wtedy to one odpowiedziałyby tym samym. Decyzja Pietrowa najprawdopodobniej uratowała wtedy świat przed zagładą.
Rok po tych wydarzeniach, Pietrow odszedł z wojska. Zajął się pracą w instytucie badawczym. Później przeszedł na emeryturę i zajmował się chorą na raka żoną. Zmarł 19 maja w wieku 77 lat. Jednak wtedy informacja nie była podana do wiadomości publicznej. Poinformowano o tym dopiero teraz. Potwierdził to jego syn.
Źródło: wprost.pl
Fot.: yt.com/atomcentral