W końcu! Żywa legenda rocka potwierdza, że pracę nad jego nowym albumem solowym mają się ku finalizacji. Długo oczekiwany longplay jest skomponowany i nagrany w wersji demo. Może dla wielu artystów sam fakt stworzenia demówki kolejnego albumu nie jest niczym szczególnym, ale na rockowy LP Watersa czekamy od ponad dwóch dekad, a dokładniej od 1992 roku, kiedy wydany został krążek Amused To Death.
Waters pochwalił się tym w wywiadzie dla Rolling Stone’a mówiąc:
Skończyłem nagrywać demo ostatniej nocy. Ma 55 minut długości. Są to piosenki, ale także teatr. Nie chce zbyt wiele o tym mówić, ale będzie to jak słuchowisko radiowe. Posiada ono dwóch bohaterów, którzy rozmawiają ze sobą i będą mieli zadanie do wykonania. Chodzi o małego chłopca i starego mężczyznę, którzy próbują się dowiedzieć dlaczego zabijają dzieci.
Dosyć enigmatyczne stwierdzenie Watersa, trzeba to przyznać. Wygląda na to, że album będzie konceptem o antywojennym przesłaniu. Wcześniej w wywiadach wspominał, że krążek może dotyczyć religijnych ekstremistów. Jedno jest pewne, przekaz będzie najważniejszym składnikiem płyty, podobnie jak to było na jego wcześniejszych solowych dziełach.
Roger Waters niedawno skończył trasę koncertową z widowiskiem The Wall. Pierwsze koncerty zagrał we wrześniu 2010 roku, odwiedzając w tym dwukrotnie Polskę. Trasa przyniosła dochód prawie pół miliarda dolarów.
Waters od czasów wydania Amused To Death 1992 roku zamilkł na wiele lat. Motywował to porażką komercyjną albumu, który warstwie muzycznej i słownej jest niekwestionowanym arcydziełem. Krążek ten, wydany pod szyldem Pink Floyd, zapewnie stałby się z miejsca kanonem rocka. Niestety, solowy Waters nie miał takiej siły przebicia na początku lat 90 jak jego eks-grupa, która świeciła triumfy grając koncerty po całym świecie.
Sytuacja się odmieniła się w 1999 roku, gdy Waters ruszył w trasę „In The Flesh Tour”, która została natychmiast wyprzedana. Okazało się, że zapotrzebowanie na muzykę Pink Floyd na żywo jest ogromne. Nawet jak to robi jeden członek grupy wraz z zespołem towarzyszącym. Szczególnie, że wcielenia Floydów z Gilmourem jako liderem już nie istniało. W 2000 roku Waters wydał płytę koncertową z trasy „In The Flesh Tour” z premierowym utworem granym na koncertach – Each Small Candle, będącym niejako zapowiedzą nowego albumu. Dziś już wiemy, że były to płonne nadzieje.
Dwa lata później Waters wydał składankę Flickering Flame: The Solo Years Vol. 1, na której znalazła się kolejna premierowa kompozycja – Flickering Flame. W międzyczasie w Japonii został wydany singiel z utworami To Kill the Child/Leaving Beirut. Drugi z nich jest wzruszającym wspomnieniem artysty z wizyt na bliskim wschodzie w latach młodości a przy okazji antywojennym hymnem, krytykującym ówczesne działania George’a Busha na arenie międzynarodowej.
Rok 2005 przyniósł operę autorstwa Watersa pod tytułem Ca Ira – There Is Hope, do libretta Étienne’a Roda-Gila i jego żony Nadine. Dzieło traktuje o Rewolucji Francuskiej od jej zalążków do momentu ścięcia Ludwika XVI. Dzieło zebrało znakomite recenzję krytyków operowych. Waters pracował nad Ca Ira od 1987 roku.
Ostatnie lata przyniosły jeszcze piosenkę Hello (I Love You), nagraną na potrzeby filmu The Last Minzy.
Niewiele prawda? Poza monumentalną operą, będąca bardziej wieloletnim skokiem w bok, Waters nie rozpieszczał fanów. Każda nowa piosenka, nawet w wersji demo, była przyjmowana z olbrzymim szczęściem, dlatego informacja, że do nowego, pełnego albumu już niewiele brakuje, jest niezwykle radosna dla fanów artysty. Warto będzie czekać, Roger Waters jest wyjątkowym twórcą i znając jego karierę, nowy album będzie jego kolejnym arcydziełem.
Źródło: Rolling Stone. Fot: Jethro/wikimedia commons.