Mam nadzieję, że jakimś cudem uratują tego Polaka z Nanga Parbat. I mam nadzieję, że potem będzie spłacał koszt akcji. Wchodzę na @siepomaga i widzę ludzi, którym trzeba pomóc finansowo nie dlatego, że poszli tam, gdzie się nie chodzi – napisał Krzysztof Stanowski na Twitterze i wywołał prawdziwą burzę. Teraz, w swoim cyklicznym felietonie na łamach Weszlo.com, tłumaczy, co dokładnie miał na myśli.
Wpis Stanowskiego wywołał spore oburzenie wśród internautów. Dziennikarz bronił swojego stanowiska.
To konkretnie na jaki przelot była ubezpieczona?
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 26 stycznia 2018
Stanowski przypomniał również lipcową wyprawę na K2 Andrzeja Bargiela. Wówczas Polak również musiał zawrócić przed szczytem i również ekipa ratunkowa wyruszyła mu na pomoc.
Oczywiście. Podczas wyprawy Bargiela helikopter pokonał znacznie większy dystans. Oczywiście wyprawa była przygotowana i była na to kasa. O ile pamiętam identyczny koszt – 50 000 dolarów.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 26 stycznia 2018
Tamta wyprawa też nie była finansowana przez związek. Po prostu ludzie wiedzieli jak ją zorganizować i mieli na to pieniądze.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 26 stycznia 2018
Moment publikacji wpisu niefortunny, ale sens cały czas taki sam
Teraz, w felietonie zamieszczonym na swoim portalu Weszlo.com, przyznał, że moment publikacji wpisu faktycznie był niefortunny. Dodał jednak, że nie wycofuje się ze swoich słów. Czy ja życzyłem Tomaszowi Mackiewiczowi źle? Nie, wręcz przeciwnie – życzyłem powodzenia akcji ratunkowej. Wyraziłem natomiast zdanie, że koszt takiej akcji powinien – po szczęśliwym zakończeniu – zostać przez niego pokryty. Czy to z własnej kieszeni, czy z kieszeni ubezpieczyciela, o ile wcześniej wykupiony został odpowiedni pakiet – nieważne. W każdym razie docelowo nie powinny być to pieniądze budżetu państwa. Nie powinno być przekazu, że cokolwiek głupiego wymyślisz, Polska pomoże ci bez względu na koszty. Nie możesz polecieć na Księżyć i nadać morsem sygnału, że nie masz jak wrócić. Po prostu nie – napisał.
Stanowski odniósł się również do argumentu, iż za akcję ratunkową zapłacą internauci, którzy skrzyknęli się i zorganizowali spontaniczną zbiórkę. Ok, wiem o internetowych zbiórkach. Państwo, owszem, dało gwarancje finansowe i to bardzo porządne zachowanie, tak właśnie powinno się działać w tego typu sytuacjach. Natomiast gdyby państwo miało tę gwarancję pokryć, to co wtedy? Czy naprawdę uważamy późniejsze żądanie wobec himalaisty za niedorzeczne? Nietaktowne? Z jakiego powodu? Bo – jak to niektórzy – chcemy porównać wezwanie helikoptera na ośmiotysięcznik w Pakistanie do wezwania karetki w Sieradzu? Do złamania nogi na wakacjach w Egipcie? Naprawdę? – pisze.
Mackiewicz nie jest bohaterem
Dziennikarz przypomniał również fragment tekstu o Mackiewiczu opublikowanego kilka miesięcy temu na łamach „Przeglądu Sportowego”. Dowiadujemy się z niego, iż himalaista borykał się z problemami finansowymi, miał na głowie szereg długów oraz obowiązek alimentacyjny. Jego firma zajmująca się odnawialnymi źródłami energii – upadła. W tej sekundzie mogę pojechać do Irlandii, gdzie mieszkałem cztery lata, i zarabiać tam 2,5 tysiąca euro miesięcznie. Albo na kutry do Norwegii, albo do Alaski na połów ryb, gdzie świetnie płacą. Ale na razie nie chcę. A tu przecież nie pójdę na rozmowę kwalifikacyjną, by powiedzieć potencjalnemu szefowi, że mogę działać do 11 listopada, bo później lecę w Himalaje – mówił wówczas Mackiewicz.
Stanowski krytycznie ocenia jego postawę. Facet nie miał zamiaru pracować i nawet długi alimentacyjne go do tego nie zmuszały. Miał za to obsesję, by zdobyć jedną z najtrudniejszych gór świata – pisze, a w dalszej części podkreśla, że nie uważa Mackiewicza za bohatera. Bohaterem można być przez 365 dni w roku tu, na miejscu. Wstając co rano i zapieprzając, żeby dzieci mogły zdrowo jeść i mądrze się uczyć. Jak jeszcze starczy nie tylko na własne dzieci, ale też na cudze – to świetnie, jeszcze większy podziw. I przepraszam z góry oburzonych, ale to jest dla mnie większe bohaterstwo niż pomachanie dzieciom na lotnisku, gdy zadłużony po uszy tata jedzie w góry. Promujemy niewłaściwe wzorce i oby nie skończyło się głupim naśladownictwem – ocenił.
Cały, długi i niezwykle ciekawy tekst znajdą państwo W TYM MIEJSCU.
źródło: Twitter, Weszlo.com, Przegląd Sportowy
Fot. Facebook/Tomek „Czapkins” Mackiewicz