Joanna Racewicz udzieliła wywiadu tygodnikowi „Newsweek”. Dziennikarka odniosła się do zwolnienia jej z pracy w TVP. Ujawniła, że zastanawia się nad pozwem przeciwko Telewizji Polskiej. Skomentowała również pracę pozostałych dziennikarzy.
Racewicz twierdzi, że telewizja, do której przychodziła, była kompletnie inną instytucją niż obecna, choć na korytarzach można spotkać tych samych ludzi.
W rozmowie z Aleksandrą Pawlicką mówi, że gdy niektórzy pytają ją, dlaczego tak długo wytrzymała w telewizji publicznej, udziela im odpowiedzi, że „kocha tę pracę”.
Czytaj także: Joanna Racewicz zawieszona przez TVP. Jest stanowisko stacji
– Bo gdy jesteś jedynym żywicielem rodziny – waży się decyzje i wszelkie ułańskie szarże wkłada do kieszeni – mówi. Dodaje, że poranne programy są wolne od politycznych nacisków, ale po półtora roku pracy, którą wspomina bardzo dobrze, nagle atmosfera zaczęła gęstnieć. – Skłamałabym gdybym powiedziała, że tego nie czułam – stwierdza.
Joanna Racewicz zawieszona przez TVP. Wszystko przez… post o diecie
Dziennikarka komentuje również zwolnienie jej z pracy w TVP za umieszczanie postów na Instagramie zawierających lokowanie produktu, a dokładnie diety, jaką stosuje.
Wszystko zaczęło się od wpisu, który Joanna Racewicz opublikowała na swoim profilu społecznościowym w serwisie Instagram. Opowiada w nim o swojej 40-dniowej diecie. Dziennikarka pochwaliła się, że schudła 10 kg i przyznała, że jest to zasługa firmy, która ułożyła jej odpowiedni jadłospis. „SE” podał, że to nie spodobało się władzom TVP, które uznały, iż Racewicz dokonała w swoim wpisie lokowania produktu.
Od kilku dni dziennikarka nie wie, na czym stoi. Nikt nie chce z nią na ten temat rozmawiać. Jest zawieszona w próżni. Na razie wiadomo tylko tyle, że nie poprowadzi weekendowego wydania „Pytania na śniadanie” – pisali dziennikarze.
Przedstawiciele stacji w oficjalnym komunikacie opublikowanych na stronie internetowej Centrum Informacji TVP przyznali, że powodem zawieszenia dziennikarki faktycznie był post zamieszczony na Instagramie.
Powodem tej decyzji było wykorzystywanie przez panią redaktor Joannę Racewicz marki »Pytanie na śniadanie« do promocji produktów bez wiedzy i zgody kierownictwa programu, co powtarzało się mimo upomnień ze strony przełożonych. Działanie to koliduje z obowiązującymi w Spółce zasadami dotyczącymi reklamy i promocji, a także stoi w sprzeczności z zasadami etyki dziennikarskiej – czytamy w oświadczeniu.
„TVP kłamie”
Racewicz zwraca uwagę, że jej koleżanki i koledzy również zamieszczali w mediach społecznościowych podobne posty, a profil, na którym publikowała zdjęcia, jest jej prywatnym.
– Byłam przekonana, że nie wykraczam poza standard. Mimo to skasowałam wpisy, poprosiłam o rozmowę. Nie było ani odpowiedzi, ani rozmowy – mówi. Dodaje, że nie było żadnych wielokrotnych upomnień, jak informowała w swoim oświadczeniu telewizja. Pytana, czy złoży pozew przeciwko TVP, odpowiada, ze decyzje podejmie, gdy opadną emocje. Deklaruje, że „nie może sobie pozwolić na bezkarne deptanie dobrego imienia, na które pracowała wiele lat”.
„Czy mogą spokojnie spojrzeć sobie w oczy?”
W wywiadzie poruszony został również wątek jej kolegów i koleżanek z TVP. Racewicz twierdzi, że nie wie, czy ludzie, którzy pracują w programach informacyjnych, wierzą, że uprawiają uczciwe dziennikarstwo. – Czy na koniec dnia mogą przed lustrem spokojnie spojrzeć sobie w oczy? – pyta retorycznie.
Źródło: wiadomosci.dziennik.pl, wMeritum.pl