W 2010 r. po raz pierwszy Marsz Niepodległości był organizowany razem przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Wielki sukces dla całej prawicy. W komitecie poparcia znajdują się także m.in. Artur Zawisza, Rafał Ziemkiewicz, Janusz Korwin-Mikke, Paweł Kukiz i prof. Jacek Bartyzel. Różne idee maszerują w jednym celu. Różni ludzie chcą tego samego. Chcą Wielkiej Polski, kraju silnego, dumnego i niepodległego. Później tworzy się Ruch Narodowy, który ma działać wśród ludzi. Dziś rozbrzmiewa dyskusja, czy powinien zostać partią. Skąd te głosy? O tym zaraz, ale zacznijmy od początku.
11 listopada 2012 r. powstaje Ruch Narodowy. Linia MW-ONR zacieśnia się. Inicjatywę popiera Unia Polityki Realnej i Ruch Wolności. Niestety całkowicie po za Ruchem pozostaje Narodowe Odrodzenie Polski i Kongres Nowej Prawicy. Z jednej strony, krok w przód ku prawicowemu sojuszowi. Z drugiej, krok w tył do starych podziałów. Ale wszystko toczy się dalej pomyślnie. Bliska współpraca MW i ONR to mocne nawiązanie do czasów Romana Dmowskiego i Stronnictwa Narodowego, w którym działał również sam Jan Mosdorf (twórca ONR-u). Światełko w tunelu? Być może. Nadzieje na Polskę Narodową? Możliwe. Nastroje wśród narodowców są bardzo optymistyczne.
Robert Winnicki (były prezes MW) mówił, że RN to ruch społeczny i chciałby, aby takim pozostał przez najbliższe lata. Z uporem maniaka powtarzano hasło: „praca u podstaw to jedyna droga do Wielkiej Polski”. Ruch miał być blisko ludzi, miał przeciwstawiać się systemowi. Jednak, aby mieć realny wpływ na naród i państwo musi przekształcić się w partie. Nie ukrywajmy, jeżeli RN ma być siłą narodową na arenie politycznej, nie ma innego wyjścia. Jednakże, upartyjnienie miało być daleką przyszłością. Nikt nie chciał powtórzyć klęski upolitycznienia Młodzieży Wszechpolskiej, w pewnym sensie przez Romana Giertycha i Ligę Polskich Rodzin. Wtedy MW zmarnowała lata pracy i wypaliła się politycznie. Wszyscy narodowcy przypominają i krytykują ten falstart. Takie samo zdanie miał były już prezes ONR-u – Przemysław Holocher. Według niego, Ruch Narodowy powinien pozostać ruchem społecznym jeszcze przez kilka, kilkanaście lat. Plan był prosty. Stworzyć zaplecze społeczne, zdobyć poparcie, a dopiero wtedy Ruch może zostać partią i wystartować w wyborach.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Z czasem coraz bardziej słychać głosy „za” powstaniem nowej partii. Stanowisko RN zaczyna mięknąć. Najpierw słychać tłumaczenia, dlaczego Ruch powinien pozostać ruchem społecznym i prośby o zrozumienie tej idei, ale zbytni optymizm i wiara zaczynają przeradzać się w brawurę. Głosy zmieniają się w wołanie o partie, a władze RN decydują się na wewnętrzne głosowanie, które ma zdecydować o jego przyszłości. Partia, czy ruch społeczny? To pytanie stawia przed narodowcami teraźniejszość.
Głosowanie ma być demokratyczne, w którym każdy może oddać głos według własnego uznania. Jak się okazało, jego „demokratyczność” stała się mitem. W pewnym sensie to głosowanie samo w sobie upartyjniło Ruch, gdyż MW tak jak i ONR dali doskonały przykład dyscypliny partyjnej. Cała Młodzież Wszechpolska zagłosowała za przekształceniem RN w partię, a cały Obóz Narodowo-Radykalny przeciw.
Spór w tak ważnej kwestii, może stać się kością niezgody, lecz miejmy nadzieje, że nie stanie się to przyczyną nowych podziałów. Mimo pięknego początku i wielkich nadziei, coś się zmieniło. Nad Ruchem zawisły czarne chmury i duży znak zapytania. Jakie są skutki tego zdarzenia? Rozpad RN? Nie sądzę, gdyż sama MW nie ma dostatecznej siły, aby stać się partią. Jednak istnieje pytanie ważniejsze. Jakie skutki niesie za sobą upartyjnienie Ruchu Narodowego?
Minął rok od powstania RN. Powstał jako ruch społeczny. Teraz zamiast kojarzyć się z ludźmi i społeczeństwem, będzie się kojarzyć z zepsutym systemem partyjnym. Jego upartyjnienie to w pewnym stopniu jego odspołecznienie. Myśl, że Ruch, w tej chwili, jest w stanie, jako partia, zdobyć większe poparcie i stać się realną siłą polityczną, jest snem. Jako ruch społeczny budujemy zaufanie wśród ludzi. Jako partia możemy to zaufanie stracić, wchodząc w stereotypowe ramy partyjniactwa. Konieczność „bycia partią” jest oczywista, ale zdecydowanie nie w tym momencie.
Nawet jeśli zdobędzie w wyborach te kilka punktów procentowych, będzie to wynik słaby, nic niewnoszący do idei narodowej. Powstanie jedynie zagrożenie, że polityka wciągnie niektórych „za bardzo”. Zrodzą się wygórowane ambicje, chciwość, a to pociągnie za sobą przysłowiową „walkę o stołki”. Zyskiem będzie kilka procent w wyborach, startą wypalenie niedojrzałego politycznie RN. To może, oby tak się nie stało, ale może spowodować jego koniec, ponieważ Ruch nie jest gotowy na wybory, to jeszcze nie ten czas. Nie twórzmy fikcji. „Stworzymy RN, poczekamy rok, wystartujemy w wyborach, wygramy i będzie cudownie.” To nie jest bajka, to nie jest takie łatwe jak niektórym może się wydawać
Idea narodowa to praca u podstaw, a ta nie jest krótkim spacerkiem, ani szybką grą polityczną, lecz taktyką długiego marszu. Tu liczy się nasza wytrwałość i cierpliwość. W tym tkwi nasza siła. Nie interesują Nas namiętne dyskusje na temat błahostek, nic nieznaczących drobiazgów, a to właśnie stanowi sedno parlamentaryzmu. Na sercu leży nam dobro ojczyzny i szeroko pojęty interes narodowy. Sprawy Państwa i Narodu muszą być na pierwszym miejscu. Upartyjnienie Ruchu Narodowego zmarnuje kilka lat pracy wielu ludzi. Będzie politycznym samobójstwem. Powtórzeniem błędów Młodzieży Wszechpolskiej za czasów prezesury Romana Giertycha. Zmarginalizowanie idei narodowej na tle innych ideologii.