Chociaż samice meszek tworzą uciążliwe, swędzące ranki – to nie są one wektorami chorób zakaźnych, jak komary czy kleszcze – powiedział PAP entomolog, dr hab. Stanisław Czachorowski. Na meszki nie działają popularne repelenty, najlepszą formą ochrony jest unikanie.
Jak podkreśla naukowiec, malutkie meszki – choć krwiopijne – pełnią pożyteczną rolę w przyrodzie. Rozwijają się w wodach bieżących, czyli w rzekach i strumieniach. Ich larwy filtrują zawiesinę, biorąc udział w procesie oczyszczania rzek.
Meszki nie są groźne dla ludzi, choć ich ukąszenia bywają bolesne. Są to nie tyle ukłucia, co ranki, ponieważ te niewielkie owady dosłownie rozrywają ludzką skórę. Nie wpuszczają pod skórę jadu, ale ich ślina wywołuje świąd, opuchliznę i odczyn alergiczny. Obrzęk – zwłaszcza u alergików – może się utrzymywać wiele dni. Czasami towarzyszy mu gorączka i inne reakcje uczuleniowe. Z uciążliwymi objawami zmagają się też osoby zdrowe – wystarczy, że drapiąc rankę, zanieczyszczą ją bakteriami, powodując stany zapalne. Naukowiec sugeruje, by miejsc „ugryzienia” nie drapać, tylko utrzymywać je w czystości i stosować kupione w aptece środki łagodzące swędzenie.
Poważne zagrożenie, które zwiększa się jeszcze np. po powodziach, meszki stanowią głównie dla zwierząt. W minionych latach zdarzały się przypadki, kiedy uwiązane krowy padały, nie mogąc uciec przed chmarami atakujących je muchówek, wciskających się do nozdrzy, pysków, pod powieki i do gardeł. Przyczyną śmierci zwierząt był obrzęk układu oddechowego.
„Kiedy osobników dorosłych jest sporo, mogą one zagrażać bydłu. Dostają się do dróg oddechowych; zwierzęta stają się nerwowe, następuje utrata mleczności. W skrajnych przypadkach bydło może zdychać przy masowym pojawieniu się meszek” – opowiada dr hab. Stanisław Czachorowski z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Naukowiec uspokaja jednak, że meszki nie uczestniczą w przenoszeniu chorób, jak komary czy też kleszcze.
Jak dodał, warto jest zapobiegać kontaktom z meszkami, tzn. unikać miejsc, gdzie mogą one występować. „Oczywiście nie zawsze jest możliwe, zwłaszcza w czasie wakacji, kiedy chcemy być blisko przyrody” – zastrzega entomolog.
Meszki należą do muchówek. Są krewniakami komarów i podobnie jak u nich, samice potrzebują krwi kręgowców do rozwoju jaj. Krwiopijne są także inne muchówki – kuczmany, bąki i ślepaki. Te ostatnie spotkać można daleko od wody. Dają się ludziom we znaki w lipcu i w sierpniu. Podobnie muchy końskie i bąki bydlęce, spotykane w pobliżu cieków wodnych, np. w Warszawie niedaleko Wisły. Owady te coraz chętniej przemieszczają się w głąb miast, można je spotkać nawet pod Pałacem Kultury.
Stanisław Czachorowski zauważa, że w przypadku meszek najskuteczniejszą formą ochrony jest ich unikanie, gdyż nie działają na nie popularne repelenty. Chemiczne „odstraszacze” zabezpieczają głównie przed komarami, które reagują na ciepło i dwutlenek węgla. Nie możemy nawet zastosować przebiegłych sposobów natury, wzorem zebry, która przed muchą tse-tse chroni się paskowatym umaszczeniem. Tylko muchy końskie i ślepaki wyczuwają nas „na podczerwień” – i tu owszem, zadziała wzorzyste, jasne ubranie. Nie zobaczą nas w nim ślepaki, szczególnie dokuczliwe przed burzą, atakujące turystów choćby w Kampinoskim Parku Narodowym. Bąkowate przyciąga duża, ciemna plama – rozgrzany samochód, ciemna koszulka. Dają się nabrać, kiedy przywdziejemy kolorowy, najlepiej pasiasty strój.
Jednak nie meszki. Te trzeba po prostu – jak radzi naukowiec – zaakceptować albo unikać spotkań. A kiedy już człowieka dopadną, można próbować zaradzić objawom.
„W aptekach dostępne są środki na ukąszenia, które łagodzą odczucie swędzenia, dzięki którym nie odczuwamy ukąszeń tak boleśnie. Ale pamiętajmy, że latem mogą pokaleczyć nas nawet źdźbła trawy, jeśli pójdziemy na spacer w krótkich spodenkach. Potraktujmy to jako przygodę wakacyjną. Zalecam, by zaakceptować owady i nie stosować zbyt pochopnie środków chemicznych przeciwko tym, które nam dokuczają, bo przy okazji niszczymy wszystko inne! Wkrótce to brak owadów będzie dla nas poważny problem” – ostrzega ekspert.
Jak przypomina, owady to ważny element troficzny w łańcuchach pokarmowych, na końcu których znajdują się ptaki i ssaki. Rola owadów zapylających jest nie do przecenienia. Uciążliwe meszki występują natomiast stosunkowo krótko, sezonowo, zaś w stadium larwalnym bardzo ważnym elementem bentosu: filtrują zawiesinę z wody.
„Cieszmy się, że owady jeszcze istnieją. Spadek liczby owadów jest zatrważający, sięga nawet 70 proc. w krajobrazie rolniczym. To jest tak, jak mówią starsi ludzie: kiedy się wstaje rano i nic nie boli, to niedobrze; jak coś boli – to znaczy, że jeszcze żyjemy. Podobnie z owadami – dopóki nam dokuczają, to dobrze. Współcześnie odwykliśmy od kontaktu z owadami, już nawet muchy nam do zupy nie wpadają, jak dawniej. Dla wielu owadów, w tym – zapylaczy, miasta są jedynymi miejscami, gdzie mogą przeżyć. Na wsi – tam, gdzie są pola uprawne – stosowane są częste opryski i owady nie znajdują już dla siebie miejsca. W miastach możemy tworzyć łąki kwietne, sadzić drzewa i pozwolić im przetrwać. Nie panikujmy, jest lato i musi nas trochę swędzieć skóra. To naturalne” – podsumowuje dr hab. Czachorowski.
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Karolina Duszczyk