Decyzja o zamknięciu lokali usługowych, takich jak zakłady fryzjerskie, kosmetyczne czy fizjoterapeutyczne, to cios dla wielu małych przedsiębiorstw. Część z nich, by się utrzymać, wciąż funkcjonuje, jednak w ukryciu. O sprawie informuje „Rzeczpospolita”.
Wciąż nie wiadomo, kiedy do pracy będą mogli wrócić fizjoterapeuci czy fryzjerzy. Tego typu lokale usługowe zostały zamknięte, jak na razie do najbliższej niedzieli 19 kwietnia. Wiele tego typu lokali to małe przedsiębiorstwa – samodzielne działalności gospodarcze lub firmy zatrudniające kilka osób. Nie posiadają one bufora finansowego, który pozwoliłby im utrzymać się bez świadczenia usług.
A fizjoterapeuci, fryzjerzy, kosmetyczki czy masażyści swoje usługi musieli zawiesić tak naprawdę z dnia na dzień. Jak informuje „Rzeczpospolita”, część zakładów dostosowała się do przepisów, a inne funkcjonują „po cichu”. W ten sposób usługi świadczone są na przykład tylko zaufanym klientom. Wykonuje się je albo w oficjalnie zamkniętych zakładach albo w prywatnych domach, przyjmując jako zapłatę jedynie gotówkę.
Fryzjer z Trójmiasta mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że aby się utrzymać, konieczne było zejście do podziemia. „To już jest jest tzw. szara strefa, która i tak w jakimś stopniu była zawsze obecna. Teraz znaleźliśmy się już w podziemiu, tzn. ktoś nas tam wcisnął” – powiedział.
Czytaj także: Koronawirus. Policja zmienia taktykę. Mniej mandatów za łamanie obostrzeń
Źr.: Rzeczpospolita