Trwające od ponad tygodnia protesty w Bośni i Hercegowinie przypomniały Europie o tym wciąż niestabilnym bałkańskim państwie. Niemal dziesięcioletni okres pokoju sprawił, że zachodni politycy stracili zainteresowanie Bałkanami – chyba, że chodziło o akces do Unii Europejskiej. Ale jeżeli UE chce wciągnąć ten region w strefę swoich wpływów musi zacząć od rozwiązania problemu bośniackiego.
Bośniacy sprzeciwiają się dramatycznej sytuacji gospodarczej. Za taką sytuację obwiniają polityków i skorumpowaną biurokrację. Antyrządowe zamieszki rozpoczęły się 4 lutego w Tuzli, dawnym jugosłowiańskim ośrodku ekonomicznym i kulturowym. Powodem było zamknięcie tamtejszej fabryki. Reprezentant Forum Obywateli Tuzli powiedział telewizji, że frustracja mieszkańców sięgnęła zenitu. Nikt już nie wierzy, że pokojowe manifestacje coś dadzą. Manifestacje błyskawicznie rozlały się na cały kraj łącznie ze stolicą. W Sarajewie podpalono budynki rządowe i siedzibę prezydenta. W samej Tuzli rannych było ponad 130 osób. Co ciekawe serbska część państwa pozostała spokojna.
W skład Bośni i Hercegowiny wchodzą dwa organizmy państwowe – Federacja Bośni i Hercegowiny (Bośniacy i Chorwaci) i Republika Serbska (Serbowie). Nie ma też tutaj mowy o jednym decydującym wyznaniu. Obok siebie żyją muzułmańscy Bośniacy, katoliccy Chorwaci i prawosławni Serbowie. Zarządzanie tak podzielonym państwem jest bardzo trudne. W każdym urzędzie i na każdym stanowisku muszą być stosowane parytety etniczne, aby każda grupa miała swą reprezentację. Nawet głowa państwa jest kolektywna i składa się zawsze z trzech osób – Bośniaka, Chorwata i Serba. Jeżeli całe Bałkany to miejsce huntingtonowskiego zderzenia cywilizacji – zachodniej, prawosławnej i islamskiej – to Bośnia i Hercegowina jest tego miniaturowym odzwierciedleniem.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Ten etniczny kocioł był pośrednio przyczyną krwawych wojen domowych po rozpadzie Jugosławii. Oderwanie się Słowenii przebiegło w miarę pokojowo. Chorwacji – chociaż musiała wałczyć o swoje – również udało się uzyskać stabilność. Natomiast powstanie państwa na terenie od Bihaca do szczytu Maglić napotkało ogromne problemy. Po latach walk których niechlubnym epizodem była masakra w Srebrenicy w lipcu 1995 roku strony zostały nakłonione do porozumienia. Układ z Dayton podpisany w listopadzie tego samego roku zakończył konflikt i ustanowił skomplikowany system równowagi etnicznej, który miał zaspokoić wszystkich. Dzisiaj ten system sprawia, że państwo jest niesterowalne.
Brak skutecznej i efektywnej władzy państwa sprawia, że Bośnia i Hercegowina wciąż tkwi jedną nogą w systemie gospodarki centralnie planowanej a drugą w systemie gospodarki rynkowej. Większym państwom regionu – Chorwacji i Serbii udało się przejść transformację gospodarczą, jednak w Bośni i Hercegowinie przy tak skomplikowanym systemie może to być niemożliwe. Dla Bośniaków ważnym źródłem dochodu były pieniądze przysyłane przez bośniacką diasporę z zachodniej Europy. Jednak kryzys gospodarczy w Europie uderzył również w bośniackich emigrantów a przez to również w ich krewnych mieszkających w Bośni i Hercegowinie.
Choć postulaty demonstrujących są słuszne nie mogą liczyć na spełnienie. Żadna z partii politycznych nie jest zainteresowana zmianą systemu, którego sami są beneficjentami. Skomplikowana struktura administracyjna daje im duże pole do nadużyć. Partie mają władzę na różnych poziomach administracji i czerpią z tego znaczne korzyści. Zrezygnowało, co prawda paru ministrów, być może Bośniacy doczekają się jeszcze jakichś dymisji, ale polityczny establishment pozostanie niewzruszony. Zresztą sami protestujący nie są zorganizowani. Protesty wybuchły spontanicznie i nie było między nimi koordynacji w różnych miastach. Protestującym brakuje charyzmatycznego lidera, który mógłby przemienić spontaniczne protesty w zorganizowaną, trwałą akcję.
Protestom bacznie przyglądają się w Brukseli. Unijni politycy postanowili posłużyć się akcesją, jako sposób na uspokojenie sytuacji na Bałkanach. Słowenia i Chorwacja uzyskały znaczny stopień stabilizacji polityczno-ekonomicznej, co pozwoliło im przystąpić do UE. Kandydatem do przystąpienia do UE jest też Serbia. Bośnia nie ma na to szans – przynajmniej nie w tej dekadzie.
Zachodni politycy nabawili się kaca moralnego po tym jak zbyt późno zareagowali na etniczną katastrofę w Bośni w latach 90. Bezczynność międzynarodowych sił UNPROFOR w czasie masakry w Srebrenicy, brak reakcji na krwawe zbrodnie popełniane przez obie strony konfliktu sprawia, że dziś państwa zachodnie chcą niejako „wynagrodzić” dawne krzywdy Bośniakom. Dlatego Bruksela poświęca wiele wysiłku, aby przyciągnąć Bośnię i Hercegowinę do siebie. Do Sarajewa dociera strumień unijnych pieniędzy, które mają wspomóc gospodarkę kraju. Pytanie, ile z tych pieniędzy zostaje zmarnowanych przez przeżartą korupcją administrację.
Bośniacy, Chorwaci i Serbowie pamiętają bardzo dobrze o swoich wzajemnych krzywdach. Rany są wciąż świeże i społeczeństwa są nadal bardzo wrażliwe na etniczne napięcia. Wydaje się, że wraca aktualność pytania czy istnienie Bośni i Hercegowiny, jako jednego państwa ma rację bytu? Dzisiaj jest to pytanie bardzo radykalne. Jednak jeżeli państwo nadal będzie niewydolne być może będzie ono zadawane coraz głośniej. Wykazać się tutaj może Unia Europejska. Wysyłanie wsparcia finansowego, które zostaje zagarnięte przez biurokrację nie jest rozwiązaniem. Struktura państwa wymaga gruntownej reformy. Ta jednak musi być przeprowadzona z wielką ostrożnością, aby nie naruszać skomplikowanej struktury etnicznej. Fakt, że żadna z trzech narodowości nie żyje w jednym skupisku a jest porozrzucana po całym kraju nie ułatwia zadania. W tej formie Bośnia i Hercegowina nie będzie mogła długo funkcjonować. Dlatego jeżeli UE chce naprawdę pomóc Bośniakom musi wypracować bardziej konkretne i być może bardziej radykalne rozwiązanie.
Jeżeli Unia wykaże bierność ktoś inny może stać się dla Bośni i Hercegowiny (a zwłaszcza dla samych Bośniaków) partnerem strategicznym. Ważnym państwem dla bośniackich muzułmanów jest dziś Turcja. Udziela im pomocy finansowej a także wspiera ich starania o akcesję do Unii Europejskiej. Tureccy politycy są bardziej zdecydowani. Nie przeszkadza im też skomplikowany aparat decyzyjny jak to ma miejsce w strukturach unijnych. Turcy mogą wyprzedzić Unię i prędzej rozwiązać węzeł bośniacki, pomagając wypracować im rozwiązanie swoich problemów. Jeżeli Bruksela chce aby Bośnia i Hercegowina była kiedyś częścią Unii musi się śpieszyć.