Wydarzenia rozgrywające się od pewnego czasu na Ukrainie dobitnie zadały kłam fukuyamowskiej teorii „końca historii” i zwróciły uwagę mieszkańców Polski na stan armii i żywotną potrzebę wzmocnienia obronności państwa.
Z jednym z ciekawszych i dość innowacyjnych pomysłów – jak na standardy III RP – wyszli przedstawiciele Ruchu Narodowego. Rzucili oni hasło „militaryzacji narodu” i przedstawili pewne konkretne rozwiązania jakie mają służyć zwiększeniu bezpieczeństwa kraju, na czele z nośnym postulatem budowy strzelnicy w każdym powiecie.
Tego rodzaju posunięcie jest rozsądne w perspektywie odbudowy wśród Polaków swoistej kultury dostępu do broni i docelowego upowszechnienia jej posiadania. Tylko skażeni tzw. „postępem” totalni pacyfiści i osoby złej woli wydają się nie dostrzegać zależności zachodzącej pomiędzy szerszym dostępem do broni i zwiększeniem zdolności obronnych państwa. Okupacja terenów, gdzie większość mieszkańców posiada w domu broń, jest wyzwaniem nawet dla największych mocarstw. Taka okupacja zawsze musi być dla agresora długa, bolesna i – co najważniejsze – bardzo kosztowna, wręcz nieopłacalna. Każdy potencjalny najeźdźca zastanowi się dwa razy czy warto wkroczyć zbrojnie na obszar takiego państwa. Jednak upowszechnienie dostępności broni musi być poprzedzone budową odpowiedniej infrastruktury (strzelnica w każdym powiecie) i stworzeniem sprzyjającego klimatu społecznego dla tego typu rozwiązań.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Gdy Ruch Narodowy przedstawił słuszny postulat, aby w każdym powiecie powstała strzelnica, pojawiło się wiele komentarzy wyrażających zastrzeżenia, co do sposobu finansowania całego przedsięwzięcia. Prym w dyskusji wiedli oczywiście domorośli liberałowie wyrażający oburzenie, że wydawanie funduszy publicznych na tego rodzaju programy jest kolejnym „bandyckim skokiem” na ciężko zarobione pieniądze Polaków. Chyba zapomnieli naukę klasyków doktryny liberalizmu sprowadzającą zadania stające przed państwem do roli stróża nocnego, w którego gestii jest przede wszystkim ochrona obywateli zarówno przed zagrożeniami wewnętrznymi jak i zewnętrznymi. Skoro więc strzelnice i upowszechnienie dostępu do broni ma służyć zwiększeniu zdolności obronnych państwa, jest wręcz oczywiste, że taki program powinien obowiązkowo być finansowany z środków publicznych, co jest zgodne z doktryną klasycznego liberalizmu, czego nie dostrzegają sami jej wyznawcy zaślepieni partyjniacką niechęcią do RN.
Szczegółowe ustalenia, co do sposobu przeznaczania pieniędzy podatnika na budowę sieci nowoczesnych strzelnic wciąż pozostają do ustalenia i powinny zostać poddane pod dyskusję (oczywiście z wyłączeniem absurdalnych pomysłów niefinansowania ich z pieniędzy publicznych). Z pewnością pomocne w tym będą doświadczenia płynące ze zrealizowanego projektu budowy tzw. Orlików w wielu polskich gminach. Tam koszty budowy boisk były dzielone pomiędzy władze samorządowe i ministerialne. W przypadku budowy strzelnic powinno być podobnie z uwzględnieniem środków Ministerstwa Obrony Narodowej. Co więcej, sieć nowoczesnych strzelnic powinna być skorelowana z utworzeniem struktur obrony terytorialnej i być może oddana poszczególnym jednostkom w zarząd.
Szukanie oszczędności w państwie tak zadłużonym i z tak przerośniętym aparatem biurokratycznym jak Polska z pewnością zasługuje na aprobatę i pochwałę. Jednak dokonywanie cięć w gałęzi obronności – zwłaszcza w aktualnej sytuacji geopolitycznej – jest wysoce naganne i znamionuje wręcz brak podstawowego instynktu samozachowawczego apologetów takich rozwiązań.