Za nami 31. kolejka T-Moblie Ekstraklasy. Była to premierowa seria rozgrywek po zastosowanej w praktyce reformie ESA-37, która po 30-stu kolejkach zakłada podział punktów o połowę, oraz utworzenie na tej podstawie dwóch grup – mistrzowskiej (miejsca 1-8) i spadkowej (9-16). Całe rozgrywki zostały również wydłużone o dodatkowe siedem kolejek.
Reforma od samego początku budziła emocje. W dużej mierze negatywne. Przeciwko zmianom opowiadali się przede wszystkim piłkarze, niektórzy trenerzy, a także właściciele kilku klubów. Patrząc na sprawę ze sportowego punktu widzenia – trudno się z nimi nie zgodzić. W końcu nie po to biegasz po boisku, wygrywasz, ciułasz punkty, żeby na koniec ktoś zabrał Tobie aż połowę z nich. Tym sposobem możesz stracić szansę na mistrzostwo, europejskie puchary lub co gorsza wplątać się w niebezpieczną walkę o utrzymanie. Problem w tym, że perspektywa z której piłkarskie rozgrywki obserwuje przeciętny kibic – jest zupełnie inna. Pan Kowalski, zasiadający przed telewizorem w sobotnie czy niedzielne popołudnia oczekuje akcji, emocji, dramaturgii. Chce krwi! ESA-37 jest ukłonem w stronę takich ludzi. Nie identyfikujących się przesadnie z żadną drużyną, najzwyklejszych fanów piłki nożnej.
Oczywiście trudno oczekiwać, że poprzez podział na grupy piłkarze zaczną szybciej biegać i celniej strzelać. Nikt, przyklepując projekt reformy nie brał tego pod uwagę. Głównym założeniem było uniknięcie spotkań bez jakiejkolwiek stawki, które ze zgrzytaniem zębów mogliśmy oglądać chociażby w poprzednim sezonie. Mecz z udziałem drużyn zajmujących bezpieczne miejsca w środku tabeli, którym nie groził ani spadek, ani walka o puchary, zazwyczaj sprzyjał jedynie drzemkom po sycącym obiedzie. Po wyodrębnieniu grupy mistrzowskiej i spadkowej takie widowiska raczej nam nie grożą. Wprawdzie Legia Warszawa i Lech Poznań najpewniej między sobą powalczą o prymat na krajowym podwórku, ale już trzecie miejsce – gwarantujące udział w europejskich pucharach – pozostaje w zasięgu wszystkich drużyn, które zapewniły sobie obecność w grupie mistrzowskiej. Wśród zespołów bijących się o utrzymanie również za wcześnie na jakiekolwiek prognozy. W zasadzie poza Widzewem, który – jeżeli nie zdarzy się cud – zakończy swój pobyt na najwyższym szczeblu rozgrywek, drugiego spadkowicza ciężko wytypować. Taki układ tabel to gwarancja emocji.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Mnie osobiście reforma przypadła do gustu. Dodatkowe siedem kolejek, które eliminują mecze o przysłowiową pietruszkę to także forma oswojenia zawodników ze standardami panującymi w zachodnich ligach. Mam tu na myśli zespoły walczące o udział w europejskich pucharach, których przedstawiciele – w przypadku awansu – narzekają na zbyt dużą liczbę spotkań. Ten sezon będzie dla nich przetarciem. To również dobra szkoła dla młodych piłkarzy mających w perspektywie wyjazdy do zagranicznych lig, gdzie duża częstotliwość boiskowych potyczek jest normą.
Ostatnie kolejki sezonu zasadniczego potwierdziły słuszność przeprowadzonych zmian. Pozostałe sześć, także powinno stanowić gratkę dla fanów polskiej piłki. Cytując Andrzeja Twarowskiego – „Siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy!”. Emocji nie powinno zabraknąć.
Fot.: wikimedia.commons