Zero konkretów. Zero poglądów. Za to populizm na całego. Tak wygląda obraz współczesnej polityki. Odnoszę wrażenie, że ideologia w polityce całkowicie zniknęła.
Z emitowanego kilka lat temu serialu politycznego „Ekipa” pamiętam jedną scenę. Premier rządzącej partii Polska Partia Centrum kłócił się z Marszałkiem/ Marszałkinią Sejmu na temat jakiejś sprawy gospodarczej. Ktoś z otoczenia premiera zapytał, co na ten temat sądziłby Milton Friedman (tak na marginesie: chwilę później rzecznik premiera musiał wytłumaczyć, kim był Friedman). Przeciwniczka premiera odpowiedziała, że zawsze była zwolenniczką szerokiej opieki państwowej. Czyli w skrócie, w rządzącej partii ujawnił się podstawowy podział polityczny: liberalizujemy się, albo etatyzujemy. Dlaczego ta scena jest taka ważna? Bo ten problem istnieje bardzo mocno w dzisiejszym świecie.
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego” całkowicie miażdży szefa EPP, który twierdzi, że jest chadekiem, ale na podstawowe pytania dziennikarza nie potrafi odpowiedzieć. Nawet na te najprostsze. Ideologią jest mityczna jedność europejska. W tym czasie rządząca Polską partia wyraźnie dąży do podziału na frakcje konserwatywną, „centrową” – czyli żadną i lewicową. Nie wiem jak w tym momencie można podjąć jakiekolwiek reformy, jeżeli politycy partii rządzącej mają różne zdania na temat gospodarczy. Wszystko jest zależne od czołowych polityków z którymi trzeba się zgodzić, nawet jeśli ma się inne zdanie. Dopóki w PiSie pierwsze skrzypce grała Zyta Gilowska, można było zauważyć wyraźne cechy liberalizmu gospodarczego za rządów tej partii. Kiedy Gilowska przestała być gwiazdą partii, inni politycy zaczęli pełnić rolę etatystów. Poglądy partyjne się zmieniły. Tak samo z Donaldem Tuskiem i Platformą Obywatelską. 2001 rok – liberalizm! Podatek liniowy! Obniżka podatków! 2013 rok – no więc czuję się po trochu socjaldemokratą. Podobnie było kiedy moją szkołę odwiedził Janusz Lewandowski, komisarz UE. No więc on był „gdańskim liberałem”, ale zaprzestał idei bo to bez sensu i trzeba patrzeć realnie na przyszłość. Facepalm na całego.
W szkole uczy się, że ideologia przechodzi w doktrynę, a ta w program polityczny. Jeżeli nie ma ideologii, nie ma programu i chyba tym kierują się partie centrowe, które chcą dogodzić wszystkim. W dyskusji należy zwracać uwagę na to, czy nasz dyskutant wie o czym mówi. Ciężko jest rozmawiać z wyborcą, który ma swoje zdanie na temat związków partnerskich, in vitro, czy katastrofy smoleńskiej, ale wybór pomiędzy gospodarką rynkową, a planowaną jest dla niego zbyt trudny. A to jest naszym ogromnym problemem, bo jeżeli nałożymy sobie jakąś ideologię, to znajdziemy w niej rozwiązanie naszych spraw społecznych. Powinniśmy mieć wyrobione zdanie w kwestiach gospodarczych: liberał/socjalista i społecznych: konserwatysta/lewicowiec. Inaczej kryzys będzie trwał jeszcze długo, bo nie będzie nikogo, kto przedstawiłby swoje rozwiązania i potrafił je argumentować. Na pewno zdolność tą posiada mnogość partii skupionych w SLD, podobnie jak Zieloni. Po prawej stronie z całą pewnością najbardziej ideowi są wyborcy i politycy Nowej Prawicy, Republikanów, czy nawet PJN-u. Jasne, ideowcy są w PO, są w PiSie, czy Ruchu Palikota, ale nie stanowią tam przeważającej grupy. Nawet mimo hasła „Gospodarka jest najważniejsza”, które Janusz Palikot reklamował swoją twarzą podczas kampanii wyborczej w 2011 roku.
Zarzucę przykładem: marihuana. Dawniej sprawa, której bronili konserwatyści jako prawa człowieka do decydowania o sobie. Zupełnie inaczej twierdzili socjaliści w swej opiekuńczości. Dzisiaj jest odwrotnie, na Słowacji lewicowy rząd Roberta Fico legalizuje, a w tym czasie konserwatyści zgrzytają zębami, że nieletni, że narkomania, że surowe kary za samo posiadanie. Ideologia się przebiegunowała. Smuteczek.
Ale w sumie nie ma co się dziwić – już Bastiat pisał, że dla przeciętnego wyborcy liczą się dwie rzeczy: żeby podatki były jak najniższe i żeby państwo jak najwięcej pieniędzy przekazywało obywatelom. A temu nie jest w stanie sprostać żadna ideologia. Tutaj pojawia się pole dla populizmu.
Fot: wikipedia