Polskie media z uśmiechem przez zaciśnięte zęby donoszą o wprowadzeniu przez Rosję sankcji w postaci zakazu importu żywności z terenów UE. Eksperci telewizyjni przy współpracy z medialnymi ekspertami od propagandy zaczęli wieszczyć czarne scenariusze dla Rosji. W rosyjskich sklepach na klientów czekać będą puste półki, ceny żywności wzrosną a zwykłym Rosjanom zacznie doskwierać głód. Czy taki rozwój wydarzeń po wprowadzeniu sankcji jest nieunikniony? Zastanówmy się.
Przypomnijmy, że wspomniane sankcje dotyczą zakazu importu warzyw, owoców, mięsa, ryb oraz nabiałów z terenu UE, USA, Norwegii oraz Kanady. Szacowana wartość tych towarów wynosi około 10 miliardów dolarów. Zakaz ten został wprowadzony na co najmniej rok.
Wzrost cen żywności jest bardzo dotkliwy dla społeczeństwa, jednak każdy medal ma dwie strony. Nie inaczej jest w tym przypadku. Każdy rynek zawsze dąży do równowagi. Wyższa cena żywności w Rosji wywoła dwa efekty. Po pierwsze zmotywuje ona rosyjskich dostawców do zwiększenia rodzimej produkcji. Po drugie zmotywuje eksporterów spoza krajów objętych sankcjami do zwiększenia eksportu na teren Rosji. W efekcie cena żywności jak szybko wzrośnie tak szybko później zmaleje. Problem wysokich cen będzie więc dla Rosjan problemem krótkookresowym. Rosjanie, co prawda zamiast unijnych ogórków o idealnej długości będą musieli zadowolić się nienorowanymi ogórkami o różnej długości z innych krajów, ale jakoś to przeżyją.
Media polskie chętnie bawią się w dietetyków interesując się tym, co Rosjanie będą wrzucać do swoich garnków jednak o konsekwencjach dla Polski jak i UE milczą. Warto wspomnieć, że każda sankcja działa w dwie strony. Rosjanie nie kupią produktów z Europy, ale również za nie zapłacą za nie. W Europie pojawi się nadprodukcja żywności i gdyby działały tutaj, chociaż resztki wolnego rynku to cena żywności powinna spaść. Można mieć wątpliwości czy tak się jednak stanie na skutek unijnych regulacji. Najbardziej poszkodowani w tej sytuacji są producenci żywności, gdyż nie będą oni mieli gdzie sprzedać swoich wyrobów jednak żyjemy we współczesnej formie socjalizmu, jaką jest unia europejska. Kwestią czasu jest, kiedy z budżetu UE ruszy finansowa pomoc dla (już i tak uprzywilejowanych) rolników. Pieniądze unijne pochodzą ze składek krajów członkowskich. Ostatecznie za rosyjskie sankcje zapłacimy my wszyscy.
Na problem sankcji warto również spojrzeć z innej perspektywy. W mediach można spotkać się z opiniami, że współczesną wojnę nie prowadzi się czołgami tylko właśnie sankcjami. Zgodnie ze sztuką prowadzenia wojny dobry atak to taki, który spowoduje więcej strat po stronie przeciwnika niż po naszej. Przykładowo, gdy USA rakietami wartymi kilkadziesiąt milionów dolarów bombardowało irackie lepianki z gliny to ponosiło większe straty niż przeciwnik, więc nie był to atak dobry. Stosując tę zasadę wobec współczesnej wojny sankcyjnej należy postawić zasadnicze pytanie. Kto po wprowadzeniu tych sankcji straci więcej? Na to pytanie nikt nie zna póki, co odpowiedzi. Jedno jest natomiast pewne. Unia o sankcjach mówiła długo i na gadaniu się skończyło. Nie podjęła ona praktycznie żadnych działań. Rosja natomiast zadziałała szybko i zdecydowanie i w tej chwili inicjatywa jest zdecydowanie po jej stronie.
Grzegorz Poręba
Więcej naszych tekstów na: KMKL.
Grafika: Wikimedia.