Niewiele czasu pozostało Legionistom do pierwszego gwizdka rozpoczynającego spotkanie w Walii. Dla większości z nich będzie to pierwsze podejście do tych rozgrywek w barwach klubu z Łazienkowskiej, w XXI wieku jedynie dwie osoby mogą jak przez mgłę pamiętać zapach trawy i hymn odgrywany na początku meczu. Jeśli się mylę, proszę o poprawę. Pierwszym z nich jest Miroslav Radovic, który do Legii przyszedł akurat w sezonie 2006/07. Zagrał wtedy w meczu z Szachtarem Donieck na… prawej obronie. Drugą osobą z historią w LM z 2002 roku jest… Jacek Magiera, jeden z obecnych trenerów, wtedy jeszcze zawodnik z eLką na piersi. On rywalizował z Barceloną. Skończyło się to tylko w jeden możliwy sposób, solidnym oklepem w Hiszpanii i delikatnym w Warszawie, kiedy to jedyną bramkę strzelił Gaizka Mendieta. Pamięta ktoś go jeszcze w barwach Blaugrany?
Przygoda w LM kończyła się wtedy w III rundach eliminacyjnych, czyli najpewniej tam, gdzie skończy się i w tym roku. W czym zmieniła się Legia od tego czasu, by móc wierzyć w możliwość przejścia chociaż o tę jedną rundę dalej? Nikt normalny nie powie przecież, że oczekuje fazy grupowej. Chociaż nie, faza grupowa owszem, ale w NAJLEPSZYM wypadku w Lidze Europejskiej. I to też tylko po sporej dawce szczęścia, jeśli uda się dojść do play-offów o LM, z których na 95% odpadniemy i znajdziemy się właśnie w którejś z grup LE. Paradoksalnie łatwiej jest właśnie dojść do IV fazy eliminacyjnej o LM niż wejść do grupy w Lidze Europejskiej po tamtejszych play’offach. Takie cuda.
Liga Polska upada, regularnie co sezon. Kiedy wydaje się, że nie może być gorzej, ci najlepsi i wyróżniający się i tak wyjeżdżają na zachód, wschód i kończy się na zastąpieniu ich półśrodkami. Czyli ogólnie – DNO. A oczekiwania w walce o LM co rok te same. W XXI wieku najbliżej miała Wisła, była już o krok od bram nieba, ale na drodze stanął jej… zespół z Cypru.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Jakie szanse ma warszawska drużyna, skoro poziom ligi dołuje jak nigdy, a w rankingu nasza reprezentacja jest najniżej w historii? Na awans do III rundy całkiem spore, na początek trafili im się amatorzy z Walii. Chociaż mając w pamięci wielki spektakl jaki zaserwowała w II rundzie już wcześniej wspomniana Wisła w potyczce z estońską Levadią Tallinn… Mam nadzieję, że kopacze Urbana wiedzą, że nie tędy droga. Wszyscy widzą, gdzie są teraz Krakowiacy.
Wbrew pozorom Legia skład ma całkiem mocny (jak na polską ligę), ławkę sporą i tylko cieszyć się, że w tej wewnętrznej rywalizacji poziom będzie się zwiększał. Przynajmniej tak jest w założeniu. No cóż, ilość jest, tylko czy przełoży się to na jakość i czy ta jakość zaskoczy w odpowiednim momencie. A moment ten wcale nie jest tak odległy. W lidze stratę zawsze można odrobić, w dwumeczu jest już znacznie trudniej.
Leśnodorski wypuścił z klubu bezdyskusyjnie najlepszego obrońcę ligi w ubiegłym sezonie, a nie jest do końca pewne, czy na Łazienkowskiej pozostanie odkrycie roku ekstraklasy Bartosz Bereszyński. Niby sprowadzono Łukasza Brozia „w razie czego”, ale jak już pisałem – półśrodek. Dodatkowo karierę zakończył Michał Żewłakow, a umowy nie przedłużono z Dicksonem Choto. Fakt faktem, że przez ostatnie pół roku na boisku pojawiali się bardzo rzadko, ale jednak zawsze w odwodzie byli. W ich miejsce zakontraktowano „King Konga” z Cypru (Dossa Junior), kraju który piłkarsko przerósł nasz już dawno, dawno temu. Ale i to nie jedyny przybysz z tego przyjemnego do grania i życia miejsca. Ucząc się na błędach Wisły, prezes Legii postanowił osłabić potencjalnego przeciwnika w dalszej fazie rozgrywek LM, mocarza z tamtejszej ligi i wykraść z mistrza kraju (APOEL Nikozja) doświadczonego pomocnika, powoli myślącego o emeryturze, choć nie do końca wiadomo, po co zamieniać piękny i słoneczny Cypr na miejsce w naszej szerokości geograficznej. Tak czy inaczej, taki przejaw szaleństwa popełnił Helio Pinto. Trudno spierać się z tym transferem, na nasze warunki na pewno jest to zawodnik ponadprzeciętny, doświadczony w LM, a na ile już wypalony piłkarsko, okaże się niebawem. Jest jeszcze Henrik Ojamaa, ale ten na dzień dobry został kontuzjowany i na razie w niczym Legii nie pomoże, podobnie zresztą jak Raphael Augusto, który wciąż nie ma certyfikatu uprawniającego do gry. Zresztą nawet kiedy go dostanie to i tak sporo czasu mu zajmie, zanim posiądzie odpowiednią wiedzę i umiejętności taktyczne, wystarczające do podjęcia walki o wyjściową jedenastkę. Akurat linia pomocy Legii, a przynajmniej ilość osób pretendowanych do gry w niej, robi wrażenie.
Cieszyć może utrzymanie w kadrze młodych zawodników takich jak Jakub Kosecki, Dominik Furman i Daniel Łukasik. Wyleczył się również Michał Żyro i do optymalnej formy dochodzi utalentowany Michał Efir. Do tego dodać trzeba Michała Kucharczyka i Janusza Gola, po których spodziewano się raczej odejścia, bo poprzedni sezon mieli chyba najgorszy w swoich karierach. Jak na razie jeszcze są, podjęli rękawice i walczą. Z tego też należy się cieszyć, ambicji do gry w Legii nie brakuje.
Już niedługo okaże się w czym mentalnie będą biegać po boiskach LM nasi jedyni reprezentanci. Jeśli Barcelona, Bayern czy inny Manchester zaopatrzą się w korki, nasi kopacze mogą zapomnieć nawet o korkotrampkach. Jak dla mnie uzbroją się w sandały. To i tak nie jest źle. W zasadzie może to być krok do przodu. Przecież do tej pory Polaka najłatwiej było rozpoznać w Europie właśnie w tym obuwiu, kiedy to co bardziej fantazyjni przywdziewali do niego jeszcze skarpetki. Najlepiej białe. I tak właśnie do tej pory wyglądało walenie głową w mur Ligi Mistrzów. Może chociaż tym razem, bez skarpetek.