Odwołanie od decyzji Komisji Dyscyplinarnej UEFA nie pomogło. Pomimo wysokiego zwycięstwa w dwumeczu ze szkockim Celtikiem Glasgow piłkarzy Legii Warszawa nie zobaczymy w czwartej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Na skutek błędów natury formalnej koszty utraconych korzyści dla warszawskiego klubu wynieść mogą nawet 10 milionów euro.
Dlaczego wykluczono Legię?
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Celtic Glasgow podejmuje Legię Warszawa. Mistrz Polski prowadzi 2:0. Tydzień wcześniej na swoim boisku rozbił on Szkotów 4:1. Najtrudniejszy rywal na drodze do upragnionych rozgrywek wydaje się pokonany. Potencjalni rywale w kolejnej fazie rozgrywek to Red Bull Salzburg, Steaua Bukareszt, APOEL Nikozja, BATE Borysów i Łudogorec Razgrad. Zespoły te to solidne marki, zwłaszcza Białorusini z Borysowa, Cypryjczycy z Nikozji i Austriacy z Salzburga. Jest też szansa odegrać się Rumunom z Bukaresztu za porażkę z poprzedniego sezonu, poniesioną na tym samym szczeblu rozgrywek. Cała Polska uwierzyła, że tak grająca Legia, jest w stanie przełamać naszą narodową niemoc i po raz pierwszy od 1996 roku, będziemy mogli oglądać polski klub w fazie grupowej rozgrywek Ligi Mistrzów.
86. minuta feralnego meczu. Na boisku pojawia się Bartosz Bereszyński. Sześciominutowy występ nie zmienił wyniku spotkania. Legia wygrała 2:0. Obecność prawego obrońcy Legii nie byłaby pewnie nawet zauważona, gdyby nie fakt, że formalnie zawodnik ten na boisku pojawić się nie mógł. Bereszyński w ostatnim meczu Ligi Europy poprzedniego sezonu w meczu przeciwko AEL Limasson ukarany został czerwoną kartką. Kara – trzy mecze zawieszenia. Faktycznie, piłkarz ten nie grał w trzech meczach europejskich pucharów w tym sezonie. Co więc było nie tak?
Mecz Legii w Szkocji był jej czwartym w tegorocznych rozgrywkach europejskich pucharów. Była to trzecia runda eliminacji Ligi Mistrzów. Legia, w pierwszej fazie rywalizacji nie grała, zaś w drugiej wyeliminowała irlandzki St. Patrick’s Athletic. Bereszyńskiego do rywalizacji na tym szczeblu rozgrywek nie zgłoszono w ogóle, a tym samym mecze przeciwko St. Patrick’s nie wliczały się na poczet odbywanej przez niego kary. Formalnie mecz rewanżowy przeciwko Szkotom był, więc dopiero jego drugim spotkaniem pauzy. Co ważne, zawodnik musi być zgłoszony do każdej fazy rozgrywek z osobna, lecz nie może znaleźć się w protokole meczowym. Zdaniem niektórych ekspertów Legia przegrała więc rewanż walkowerem już w momencie pierwszego gwizdka sędziego.
Najwyższy wymiar kary
Kiedy wieczorem 7. sierpnia media obiegła wiadomość, że występ warszawskiej drużyny w dalszej fazie rozgrywek stoi pod znakiem zapytania mało kto do końca wierzył, że w istocie walkower przeciwko polskiej drużynie jest możliwy. – Sytuacja jest pod kontrolą. Zostaliśmy poproszeni jedynie o złożenie wyjaśnień – zakomunikowała tego samego dnia Izabela Kuś, rzeczniczka prasowa klubu.
W Nyonie, gdzie nazajutrz zebrała się Komisja Dyscyplinarna UEFA natychmiast stawił się prezes klubu, Bogusław Leśnodorski. Nic nie wskórał. Wyrok: walkower przeciwko warszawianom. Kibice zadawali sobie pytanie dlaczego Legię potraktowano tak surowo i czy była możliwość niższej kary.
Regulamin rozgrywek jest nieubłagany. Za występ zawieszonego zawodnika przewiduje on walkower i długość występu gracza nie ma tu znaczenia. Czy któryś z najbogatszych klubów zostałby w analogicznej sytuacji potraktowany tak samo restrykcyjnie? Tego pewnie się nie dowiemy, ponieważ bardzo mało prawdopodobne, aby tam doszło do tak oczywistych niedopatrzeń natury formalnej. Nie należy mieć jednak złudzeń, że klub z Warszawy nie może liczyć na taryfę ulgową piłkarskiej centrali. W rozgrywkach Ligi Europy w sezonie 2012/2013 Legia karana była przez Komisję Dyscyplinarną UEFA kilkukrotnie, w sumie na kwotę prawie 200 tysięcy euro. Kary te związane były z zachowaniem warszawskich kibiców. Sezon później, Legia za wybryki fanów w meczu przeciwko Lazio Rzym zapłaciła 100 tysięcy euro, a odpalenie środków pirotechnicznych w meczu ze Steauą Bukareszt przypłaciła 40 tysiącami euro i zamknięciem stadionu na kolejne spotkanie. Niech nikogo nie dziwi więc, że z elitarnych rozgrywek bez żalu pożegnano sprawiających kłopoty Polaków.
Strona polska zarzuca również, że werdykt jest niezgodny z duchem fair play. Owszem, nie jest. Wykluczona została drużyna zdecydowanie lepsza, której przewinienie było marginalne i nie miało wpływu na wynik w meczu. UEFA, organizacja, która tylko w 2012 roku potrafiła wygenerować przychód rzędu 2,7 miliarda euro, oddała pole drużynie bardziej medialnej oraz takiej, której mecze w ewentualnej fazie grupowej rozgrywek Ligi Mistrzów będą cieszyły się dużo większym zainteresowaniem. W zestawieniu Brand-Finance, obejmującym wszystkie najbardziej cenne marki na świecie logo marki Celtic Glasgow wycenione zostało na 84 miliony dolarów. Polskich zespołów próżno szukać w tego typu rankingach.
Straty liczone w milionach
Rozgrywki elitarnej Ligi Mistrzów znów odbędą się więc bez polskiej drużyny. Dla polskiego środowiska piłkarskiego to kolejny zawód, jednak nie można zapominać, że gra toczy się przede wszystkim o olbrzymie pieniądze. Legia Warszawa jest najbogatszym polskim klubem piłkarskim. Jej roczne przychody to prawie 95 milionów złotych. Zespół ze stolicy dystansuje w tej kwestii krajową konkurencję. Drugi w tej kategorii Lech notuje przychód rzędu 49 milionów, a zdecydowana większość klubów nie przekracza w tej kategorii 20 milionów złotych.
Nawet dla najbogatszej Legii pieniądze, jakie można zarobić w rozgrywkach Ligi Mistrzów są wręcz astronomiczne. Na braku samego tylko występu w czwartej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Legia straciła 2,1 miliona euro. Gdyby udało się awansować do fazy grupowej, na co Legia miała spore szanse, do kasy klubu wpłynęłoby 8,6 milionów euro. Za każdy remis jest to dodatkowe 500 tysięcy, a zwycięstwo milion euro. Jak nietrudno policzyć, wpływy z awansu i samych występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów stanowią blisko połowę obecnego budżetu klubu!
Do tego dochodzą inne, niepoliczalne tak łatwo, pośrednie korzyści dla klubu: wyższe zainteresowanie reklamodawców oraz korzyści z promocji marki „Legia”. Rośnie też wartości zawodników, na których sprzedaży klub może sporo zarobić. Dla przykładu, w sezonie 2012/2013 branżowy portal Transfermarkt.de wycenił wartość piłkarzy Steauy Bukareszt na 31 milionów funtów. Po kolejnych rozgrywkach, w których Rumuni występowali w Champions League wartość ta wzrosła do 47 milionów funtów.
Legia odwołuje się od krzywdzącej jej zdaniem decyzji. Wiemy już, że Komisja Odwoławcza UEFA nie uznała protestu Polaków za zasadny pomimo, że strona polska znalazła nawet wykluczające się punkty regulaminu rozgrywek. Kolejny krok to Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie. Szanse na zmianę decyzji wydają się jednak iluzoryczne.
Teraz warszawskiej drużynie pozostaje walka o Ligę Europy. W 4 rundzie eliminacji tych rozgrywek zagra z kazachskim FK Aktobe. Na tym pojedynku Legioniści zarobią 200 tysięcy euro, a jeśli uda się wygrać i awansować do fazy grupowej mogą liczyć na 1,3 miliona euro. Każdy remis to kolejne 100, a zwycięstwo 200 tysięcy. Dopiero awans do rozgrywek grupowych i ich wygranie, pokryje straty z nieobecności w czwartej rundzie eliminacji LM.
To pokazuje, jak dużą cenę zapłaciła Legia za niedopatrzenie organizacyjno – formalne. Dziś kibice i piłkarscy eksperci spierają się, czy UEFA mogła zachować się inaczej. Tej dyskusji nie byłoby, gdyby kierownictwo polskiego zespołu znało regulamin rozgrywek. Najbliższe tygodnie to czas na znalezienie i ukaranie winnych całej sytuacji. Legia tymczasem zapłaciła cenę za brak profesjonalizmu. Co by nie powiedzieć, była to bardzo droga lekcja.
Autor: Szczepan Kościółek, czytelnik wMeritum.pl
Fot.: Michał Krzycki / wikimedia commons
Aby śledzić informacje sportowe na bieżąco zapraszamy na nasz fanpage: