Stylistyczna rewolta Opeth trwa w najlepsze. Formacja Mikaela Akerfeldta praktycznie w niczym nie przypomina zespołu, który zachwycał maniaków metalu na albumie Blackwater Park. Dziś Opeth wszedł w buty głównego spadkobiercy progresywnego rocka rodem z lat siedemdziesiątych i na nowym krążku Pale Communion radzi sobie w tej roli całkiem nieźle. Ale ta zmiana spowodowała, że Opeth przestał być wyróżniającym się zjawiskiem w świecie muzyki.
Już na świetnym Damnation z 2003 roku Mikael Akerfeldt pokazywał, że tęskni za dawnymi brzmieniami. Jednak ów album wydawał się zaledwie wyskokiem, co potwierdził o dwa lata późniejszy Ghost Revievs, który bił swoją agresją między oczy. Watershed z 2008 roku okazał się jednak ostatnim krążkiem, gdzie dominował death metal pomieszany z akustycznymi brzmieniami. Heritage z 2011 był znacznie lżejszy w treści, pozbawiony growlu wokalisty i był pełen odniesień do klasyków rocka progresywnego. Czuć było jeszcze tam dawny styl Opeth. Pale Communion w niczym nie przypomina dokonań Szwedów sprzed kilku lat.
Można pochwalić Opeth za chęć rozwoju i ucieczkę ze sztywnej i nie wolnej od utartych schematów stylistyki, jaką reprezentowali dotychczas. Wiele zespołów dzięki takiemu zabiegowi wręcz prosperuje na rynku muzycznym; wystarczy wymienić jako przykład chociażby: Anathemę i Katatonię. Jednak Opeth w porównaniu do tych bandów nie stara się grać nowocześnie, jak Anathema na tegorocznym Distant Satellites. Szwedzi wykonali olbrzymi krok do tyłu, odkurzyli stare winyle z lat siedemdziesiątych, zasłuchali się w klasyków rocka progresywnego i postanowili pograć w tym stylu.
I tak, nieobliczalny w swojej strukturze już od samego początku, Eternal Rains Will Come tylko to potwierdza. Zakręcony rytm perkusji, wszechobecne klawisze Hammonda, piękne solowe partie i ten cudny melotron, odkurzony przez właśnie takich muzyków jak Akerfeldt czy miksujący płytę Steven Wilson. Hard rockowy Cusp of Eternity, w którym cudownie zawodzi wokal, daje nadzieję, że Opeth pogra w dawnym stylu.
Jednak najdłuższy na płycie Moon Above, Sun Below powoduje, że ochota na stary Opeth odchodzi, bo muzycy doskonale radzą sobie w takim graniu. To kawałek pełen kontrastów, pięknych melodii i operowania klimatem. Po tym przekładańcu, w którym się dzieje mnóstwo i jedno odsłuchanie nie jest wystarczające, aby wszystko wyłapać, pojawia się delikatny, akustyczny Elysian Woes, w którym mocno czuć inspiracje Jehtro Tull. Goblin to interesujące, instrumentalne granie z wpadającym w ucho tematem przewodnim.
Końcówka płyty jednak troszeczkę zawodzi, a momentami wkrada się nuda. River bardziej kojarzy mi się z dokonaniami słynnego trio – Crosby, Stills and Nash. To bardzo amerykańska piosenka, przywołująca skojarzenia z tamtejszą sceną folk rockową przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie tylko pomysł na piosenkę jest jej zaletą. River, to chyba najpiękniejsza melodia zaserwowana przez Opeth na albumie. Szkoda, że ta zgrabna kompozycja została zepsuta progresywnymi wygibasami w ostatnich minutach jej trwania.
Płytę kończą dwie dłuższe kompozycje: Voice of Treason, który klawiszami przywodzi na myśl muzykę filmową, nie wyróżnia się niczym specjalnie na płycie. Faith in Others dominuje klimatyczne, wysublimowane granie, a nie ciągłe zmiany melodii, rytmów i tematów.
Ciężko o jednoznaczną opinię na temat Pale Communion. Z jednej strony są na płycie dobre kompozycje, ambitne, pełne zmian tempa, klimatu, starające się co raz zaskoczyć słuchacza. Z drugiej strony, mam nieodparte wrażenie, że jakby tę płytę nagrał zespół o innej nazwie niż Opeth, to wielce prawdopodobne, że byśmy o tej płycie tak dużo nie mówili, bo po prostu zginęłaby w zalewie innych propozycji ze światka rocka progresywnego. Reasumując, Opeth dalej gra ciekawie, tylko że w stylu retro i – co tu dużo mówić – wtórnie, lecz umiejętnie łączy elementy układanki w spójną całość. To już nie jest oryginalne połączenie dwóch, skrajnie różnych światów: death metalu i akustycznych brzmień, co muzycy serwowali swoim fanom do momentu płyty Watershed włącznie. Szwedzi stali się formacją jakich wiele i tylko dzięki swojej marce są zauważalni na świecie, nie tylko wśród hermetycznej grupy entuzjastów rocka progresywnego.
Foto: Warner Music Poland.