Rok 2014 fani Kata zapamiętają jako czas, w trakcie którego wysłuchiwali, chcąc nie chcąc, akustycznych aranżacji klasycznych kompozycji zespołu. Najpierw Kat Luczyka wydał album Acoustic – 8 filmów, a niedawno, dla wielu prawdziwy, i jedyny słuszny odłam Kata, bo dowodzony przez Romana Kostrzewskiego, zaprezentował publiczności album Buk – akustycznie. I mam wrażenie, że sympatycy polskiej legendy metalu będą powracać częściej do nagrań Kostrzewskiego i spółki
Wielkim atutem nagrań na Buk – akustycznie jest przede wszystkim chrapliwy, głęboki głos Romana Kostrzewskiego. Oddani jemu fani lubią skandować hasło: „Nie ma Kata, bez Romana”. Jest to poniekąd całkiem zrozumiałe, ponieważ twórczość zespołu w dużej mierze opierała się na sile jego głosu i mrocznych tekstach pisanych charakterystyczną polszczyzną, momentami ocierającą się o poezję. Wokalista śpiewający na płycie odłamu zespołu dowodzonego przez Luczyka, Maciej Lipina, jest naprawdę świetnym, utalentowanym krzykaczem, posiadającym kawał głosu. Jednak to nie jest Roman Kostrzewski. Niektórzy ludzie są nie do zastąpienia.
Już pierwsze nuty i słowa Czasu Zemsty zwiastują, że Buk – akustycznie nie będzie niemrawym zbiorem akustycznych przeróbek. Kostrzewski cudownie zawodzi wyśpiewując znany fanom tekst: Z głębi ran, w blasku hord/Idzie czarny król – Abaddon i już wiadomo, że formie wokalnej jest doskonałej. Sam kawałek, balladowy pierwotnie, nie różni się w nowej aranżacji niczym wybitnym. Rzuca się w uszy mocne, ostre brzmienie instrumentów akustycznych i perkusja, której silne uderzenia nie rujnują wcale atmosfery, a wręcz przeciwnie – dodają kopa nagraniom. Czas Zemsty to dobre otwarcie, warto tę wersję posłuchać dla samego krzyku Romana po słowach: czarna postać rozdaje śmierć i następującym zaraz po nim wejściu perkusji. Majstersztyk. To wszystko potęgowane jest klimatem tworzonym przez muzykę, głos i teksty Romana Kostrzewskiego.
Śpisz jak kamień napędzany sekcją rytmiczną, pomimo akustycznej aranżacji nic nie stracił z oryginalnej mocy. Łza dla cieniów minionych zaskakuje głębią głosu Kostrzewskiego, który potwierdza, że ballady były zawsze mocną stroną Kata. I ten przejmujący śpiew: Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam…/Serce choć popękane, chce bić…. Odi Profnanum Vulgis ze wściekłego, thrash metalowego kawałka, zamienione zostało w zadziorne, dynamiczne granie na pudłach, zachowujące swoją pierwotną siłę.
Krótki, w pełni instrumentalny przerywnik Spojrzenie jest jedynie oddechem przed wręcz przebojowym, żwawym i wesołym Diabelskim domem, część 1. Głos z ciemności zachował swój tajemniczy nastrój, akustyki pięknie wypełniają w nim muzyczną przestrzeń będącą podkładem do natchnionego tutaj głosu Kostrzewskiego. Szkarłatny wir i Wolni od klęczenia reprezentują ostanie dzieło Romana – Biało-czarną. Pierwszy w nowej wersji dostał bluesowego sznytu, drugi stał się niczym w oryginale – wesołkowaty z zaskakującym, satyrycznym z lekka tekstem, ciągle tak charakterystycznym dla Kostrzewskiego.
Loże wspólne, lecz przytulne zachowujący ciężar nagrania z Szyderczego zwierciadła i spokojny Trzeba zasnąć kończą płytę. Całkiem udaną – należy podkreślić. Płyta jest równa, momentami potrafi zahipnotyzować, zachwycić (Czas Zemsty) wciągnąć słuchacza swoim klimatem i tekstami Romana (Głos z Ciemności). Aranżacje nie są czym innym, a sprawnym przekonwertowaniem oryginalnej muzyki na akustyczne wersje, bez żadnych zaskakujących zmian. Gitarzyści Romana: Piotr Radecki i Krzysztof Pistelok po prostu wykonali kawał dobrej roboty, nie wychylając się jednak. Trochę szkoda, ale to żaden zarzut bo, szczerze mówiąc, nie jestem przekonany, czy kawałki Kata zyskałaby na kompletnej zmianie ich oblicza, poza samą zmianą instrumentów z elektrycznych na akustyczne. Tak czy owak, Kat od Kostrzewskiego jest solidnie naoliwioną maszyną, w dobrej formie. Sam główny sprawca całego zamieszania prezentuje, pomimo wielu lat na scenach, wspaniałą formę wokalną. Kończąc, stwierdzam, że Buk – akustycznie pokazuje dobitnie, że jak Kat, to tylko z Romanem Kostrzewskim. Sądzę, że nie jestem osamotniony w swoim osądzie. Dla fanów Kata, którzy jednak czekają na to, aby posłuchać świeżej, premierowej muzyki – mus; dla innych, nieprzekonanych – okazja, aby się przekonać do twórczość polskiej legendy metalu, szczególnie, że na płycie jest przedstawiony zdecydowanie w wersji light.
Foto: Mystic Production.