W sobotę na PGE Arena miał rozegrany zostać „Supermecz” pomiędzy Lechią Gdańsk a FC Barcelona. Do spotkania nie doszło, bo w katalońskim obozie zapanował nastrój przygnębienia po tym jak ogłoszono wiadomość, że trener Tito Vilanova po raz kolejny ma nawrót choroby nowotworowej. Mecz odwołano dzień przed mającym mieć miejsce sportowym wydarzeniem, a w Polsce powstało wielkie oburzenie z tego powodu.
Tyle bzdur padło na temat odwołania meczu przez Barcę, że z pewnością wszystkich nie przytoczę. Te bzdury były w mniej więcej takim tonie: Choroba trenera Vilanovy była Barcelonie na rękę; Barcelona nie liczy się z polskimi fanami, bo uważa nas za „polaczków”; Gdyby Barca miałaby w sobotę grać z Bayernem, to na pewno by meczu nie odwołała; Z Bayernem meczu nie odwołała (mecz zaplanowany na środę); Trener chorował od dłuższego czasu i wszyscy o tym wiedzieli; Nie odwołuje się spotkania dzień przed meczem.
Czekałem, aż któryś z dziennikarzy o uznanej renomie w polskim środowisku sportowym poświęci swój czas, by zwrócić uwagę na ten problem. Doczekałem się. Na swoim blogu „Ósmy dzień tygodnia” redaktor Przemysław Rudzki wytknął niestosowność zachowań obywateli polskich. Polecam przeczytać zanim przejdziecie do kontynuacji lektury tego tekstu. Pięknie red. Rudzki pisze o nastroju w obozie FCB, mentalności obywateli polskich, empatii i nakłania do zastanowienia się nad „pluciem jadem”: http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/osmy-dzien-tygodnia-polakow-moze-podzielic-nawet-barcelona/0pndh .
Ja jeszcze „dołożę do pieca”. Wszystkie wcześniej wymienione żale internautów są albo przejawem egoizmu, albo w najlepszym razie braku refleksji. Mecz został odwołany dzień wcześniej, bo właśnie w piątek na wieczornej konferencji prasowej klub poinformował wszystkich o nawrocie choroby. Szok w zespole był tak wielki, że nikt nie myślał o meczu. A trener miał remisję choroby, wydawało się, że pokonał raka i wrócił do zdrowia. Założę się, że jeśli w sobotę Barca miałaby zagrać z Bayernem, to też by spotkanie odwołała, w dodatku przy pełnym zrozumieniu i akceptacji niemieckiego klubu. Bo za granicą potrafią zrozumieć, że są rzeczy ważniejsze niż sport. Tylko „prawdziwi Polacy” uważają, że świat knuje przeciwko naszemu narodowi i nie traktuje nas poważnie. Pojawiały się głosy w stylu: Zarezerwowałem hotel, zapłaciłem za bilet, a meczu nie będzie. Skandal! Kto zwróci mi pieniądze? I to ma być więcej niż klub? Farsa nie klub!
Takich zażaleń była cała masa.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
W tych wypowiedziach co chwila jest tylko: ja, mi, pieniądze. Czy te osoby zastanowiły się trochę nad kruchością życia ludzkiego, pomyślały o dramacie człowieka, który ponownie musi stoczyć walkę z nowotworem? Ci ludzie nawet nie są pewnie kibicami Barcy. Bo prawdziwy kibic potrafiłby zrozumieć, że ktoś ważny z ich ukochanego klubu walczy o życie, a w tej sytuacji pieniądze powinny zejść na dalszy plan. I takim kibicom, którzy ciułali grosz do grosza, żeby wybrać się na mecz swojej ukochanej drużyny, serdecznie współczuję. Natomiast nie mam za grosz współczucia dla tych, którzy najpierw kupili bilety, a teraz nazywają piłkarzy Dumy Katalonii rozkapryszonymi gwiazdeczkami. Sami natomiast liczą ile to strat ponieśli. Dla nich najważniejsze: Kto im zwróci PIENIĄDZE! Ciekawe, czy ci ludzie chcieliby się znaleźć na miejscu Tito Vilanovy lub jak zachowaliby się, gdyby byli piłkarzami FCB?
Brakuje epitetów na wpis na Tweeterze posła PiS-u Adama Hofmana oraz na wypowiedź innego posła tej partii, Jana Tomaszewskiego. Oni również nie kryli oburzenia odwołanym, a właściwie przełożonym meczem. Tylko kierowały nimi inne pobudki – te bardziej „patriotyczne”.
Adam Hofman na Tweeterze wrzucił zdjęcie synka w koszulce FCB i podpis: Jak mu wytłumaczyć, że FCB potraktowała nas jak dziki kraj?.
Jestem zdumiony, że poseł ponad 38 milionowego kraju nie wie, jak dziecku wytłumaczyć, że najważniejszy jest człowiek, a inne sprawy schodzą na dalszy plan. Poza tym warto dziecku powiedzieć, że nie zawsze można mieć wszystko czego się pragnie, a piłkarze są ludźmi obdarzonymi uczuciami, a nie są cyrkowymi zwierzętami, które tylko mają rozbawiać publiczność.
Nie chce mi się w to wierzyć, ale jeśli poseł Hofman rzeczywiście nie wie jak wytłumaczyć dziecku taką sprawę, to powinien zrzec się mandatu poselskiego i zrezygnować z polityki. Bo jeśli ktoś taki ma decydować o losach kraju, to boję się o Ojczyznę.
Chyba, że ten spin doctor od siedmiu boleści, utożsamiając się z niezadowolonymi osobami, próbował przekuć w polityczne poparcie, a dodatkowo „zrewanżować się” jednej z najlepszych drużyn świata, za to, że on nie mógł pokazać się w loży VIP-ów na tak medialnym wydarzeniu. Z problemem płaczących dzieci borykało się więcej rodziców. Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do posła Hofmana potrafili wytłumaczyć dzieciom co w tym wszystkim jest naprawdę ważne.
Również żenująca była wypowiedź Jana Tomaszewskiego, który najpierw „zabłysnął” pytaniem: Gdyby któryś z piłkarzy Barcelony dzisiaj na treningu złamał nogę, został odwieziony do szpitala, też spotkanie zostałoby odwołane?, a później dodał: Naprawdę wydaje mi się, że to nie jest profesjonalne podejście i tutaj Barcelona potraktowała nas, Polaków, i Lechię Gdańsk jako takich: no dobra, nic się nie stało, do widzenia, odwołujemy to spotkanie. Słowa byłego bramkarza reprezentacji Polski, w których porównuje powrót nowotworu do złamania nogi pozostawiam bez komentarza. Zastanawiam się tylko, co zrobiłby pan Tomaszewski gdyby jego córka miała wypadek i trafiła do szpitala (to są rozważania czysto hipotetycznie, a pani Małgorzacie życzę wszystkiego dobrego), a on w tym samym czasie miałby wstawić się do studia telewizyjnego, bo byłby zaproszony jako ekspert? Odwołałby wizytę w studiu telewizyjnym i pojechał do szpitala, do córki? Chyba nie, bo to byłoby przecież nieprofesjonalne… Druga część wypowiedzi to totalna manipulacja. Bo klub z Barcelony chwilę po ogłoszeniu, że nie przyjedzie w sobotę do Polski, wydał oświadczenie, w którym można było przeczytać: Barcelona rozumie niedogodności, jakie podjęta decyzja spowodowała dla wszystkich fanów, którzy zakupili bilety na mecz i chcieli zobaczyć drużynę w Gdańsku. Klubowi jest bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji. W związku z tym Barcelona w porozumieniu z organizatorem meczu oraz z Lechią Gdańsk pragnie ustalić nowy termin meczu, by móc zagrać w Polsce w najbliższym możliwym terminie.
FCB nie zlekceważył Polaków. Po prostu zespół musiał ochłonąć, a klub o tym natychmiast poinformował.
Oficjalny komunikat posłom PiS-u nie wystarczył. Dla panów Hofmana i Tomaszewskiego piłkarze klubu z Katalonii musieliby chyba przepraszać na kolanach, by przeprosiny zostały przyjęte. Co do tego, że Katalończycy nie szanują Polaków, to posłowie PiS-u udowodnili tylko, że są laikami w temacie Barcelony. Dziwne bo Jan Tomaszewski grał kiedyś w Hiszpanii, w Herculesie Alicante i powinien wiedzieć, że
sympatycy FC Barcelona w Hiszpanii pogardliwie są nazywani Polakami. Kibice Barcy sami utożsamiają się z tą nazwą i są z niej dumni, bo wolą być nazywani Polakami niż Hiszpanami.
Trener Tito Vilanova, o którym mówiło się najmniej, w liście pożegnalnym do kibiców Barcy złożył podziękowania:
Wszystkim wam, socios i kibicom Barcy, również chcę podziękować z całego serca za dowody wsparcia i sympatii, które do mnie docierały, nie tylko teraz, ale w ciągu ostatnich miesięcy. Chcę wam powiedzieć, że jestem spokojny, silny i że podchodzę do tego nowego etapu w procesie mojej choroby z całkowitą wiarą, że wszystko pójdzie dobrze.
Szkoda, że duża grupa widzów, mających być w sobotę na stadionie, nie była adresatem tych podziękowań.
Mecz Lechia Gdańsk – FC Barcelona odbędzie się 30 lipca o 20:45. Za tydzień we wtorek. Być może Barca przyjedzie w mocniejszym składzie niż pierwotnie zakładano. Duma Katalonii przybędzie do państwa, w którym Dzień Flagi, czyli święto narodowe obchodzi się orłem z czekolady oraz różowymi chorągiewkami i zobaczy obywateli, którzy uznają się za wielkich orędowników zjednoczonej Europy i wykrzykują hasła o tolerancji, a nie wiedzą co to empatia. Barcelona zawita w kraju, gdzie posłowie jednej z największych partii politycznych w kraju prezentują żenujący poziom i swoimi wypowiedziami powodują, że postrzegani jesteśmy jako dzikusy. Blaugrana zagra mecz w kraju, gdzie kibice najpierw wydają po 200 złotych na bilet, by obejrzeć piłkarzy, a później tych samych zawodników wyzywają od rozkapryszonych gwiazdeczek, zapominając, że piłkarze są przede wszystkim ludźmi, a nie cyrkowymi zwierzakami, które mają zabawiać innych. Barca odwiedzi kraj, który uznawany jest za katolicki, ale w którym prawdziwe wartości ustępują miejsca mamonie.
Co piłkarze Barcy mogą sobie pomyśleć o Polsce?
Dziki kraj…
Całe szczęście, że „katalońscy Polacy” nie znają języka polskiego.