A było tak pięknie. W ostatnim czasie odsetek kolarzy złapanych na stosowaniu dopingu znacznie zmalał. Światowa Agencja Antydopingowa skutecznie i szybko wychwytuje zawodników, którzy jadą na podwójnym gazie. Wysokie prawdopodobieństwo dopingowej wpadki nie odstrasza jednak wszystkich kolarzy. Mam tu na myśli piątkę „kozaków” z Astany, którzy zaliczyli wpadkę w bardzo krótkim czasie. W minionym tygodniu przypomniał o sobie jeszcze jeden demon przeszłości – dr Michele Ferrari.
Maxim i Valentin Iglinscy, Ilya Davidenok, Victor Okishev oraz Artur Fedosseyev – ci zawodnicy Astany zostali przyłapani na stosowaniu dopingu w drugiej części minionego sezonu. O ile dwaj pierwsi są już doświadczonymi kolarzami, to pozostała trójka zaczynała dopiero swoją przygodę z profesjonalnym sportem.
Żaden inny zespół nie może poszczycić się tak czarną serią. W dodatku, w minionym tygodniu pojawiły się pogłoski, że na zgrupowaniach Astany w 2013 roku widziany był dr Michele Ferrari. Włoski lekarz, bardziej znany pod pseudonimem „Doktor EPO”, miał spotkać się z dziewięcioma zawodnikami kazachskiej drużyny. Oprócz tego, „La Gazzetta dello Sport” opublikowała listę tych, którzy mieli korzystać z usług dr Ferrariego. Na liście tej nie mogło również zabraknąć byłych i obecnych kolarzy Astany. Z Ferrarim współpracowali tacy zawodnicy jak Lance Armstrong, Walentin Iglinsky czy mistrz olimpijski z Londynu, a obecnie menedżer Astany – Alexandre Vinokourov.
Czytaj także: TdF: Froome, Sagan i Polacy, czyli powyścigowy alfabet francuski
Sytuacja jest o tyle śmieszna, że Astana podpisała umowę dotyczącą walki z dopingiem w kolarstwie. Ruch na Rzecz Wiarygodnego Kolarstwa przewiduje, że w przypadku wykrycia wielokrotnego dopingu w ciągu roku, zespół musi wycofać się z ośmiu dni wyścigowych. Do tego dochodzą sankcje od UCI, która niejednokrotnie groziła Kazachom odebraniem licencji na przyszły sezon. Niestety, skończyło się tylko na groźbach. W środę późnym wieczorem zespół poinformował na Twitterze o udzieleniu licencji na sezon 2015.
To niewiarygodne, że Światowa Unia Kolarska po raz kolejny przymknęła oko na niesportowe zachowanie. Pozwalając Astanie ścigać się w World Tourze, UCI naraża całe kolarstwo na nieuczciwą rywalizację. Unia kolarska popełniła ten sam błąd co przed laty, gdy wyniki badania krwi Armstronga zostały zignorowane i nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji. Najbardziej mogą na tym ucierpieć młodzi zawodnicy, tacy jak np. Fabio Aru. Na szczęście, póki co, problemy Astany nie dotyczą najlepszego młodzieżowca Giro d’Italia, a także zwycięzcy Wielkiej Pętli, Vincenzo Nibalego.
Chociaż szef Unii Kolarskiej nie podziela entuzjazmu Astany i ostrzega, że każdy następny wybryk skończy się cofnięciem licencji, to nie brałbym jednak tych słów na poważnie. Zamiast wysyłać w stronę kazachskiej ekipy kolejne ostrzeżenia, UCI powinna przyłączyć się do śledztwa włoskiej prokuratury i raz na zawsze zakończyć temat doktora Ferrariego.
Źródło zdjęcia: Wikimedia