O sytuacji w Kongresie Nowej Prawicy, osobie Przemysława Wiplera i możliwej prywatyzacji lasów państwowych, opowiedział Jacek Wilk, wiceprezes Kongresu Nowej Prawicy, w rozmowie z Bartłomiejem Wypartowiczem (wywiad został przeprowadzony jeszcze przed oficjalną prezentacją nowego ugrupowania Janusza Korwin-Mikkego).
Bartłomiej Wypartowicz: Zostaje Pan w Kongresie Nowej Prawicy? Czy może jednak przenosi się do nowej partii Janusza Korwin-Mikkego?
Jacek Wilk: Przede wszystkim chcę zauważyć, że nie będzie nowej partii Janusza Korwin-Mikkego, ale kolejna partia pana posła Przemysława Wiplera, z tą różnicą, że tym razem zakładana przez niego samego. Jestem w partii Janusza Korwin-Mikkego i partia ta – nawet jeśli kiedyś zmieni nazwę (skróconą) usuwając z niej nazwisko głównego założyciela – zawsze już zostanie partią „Krula”. Do tej partii wstąpiem i w tej partii zostanę – bezapelacyjnie i do samego końca, mojego, albo jej.
Co Pan sądzi o wewnętrznej sytuacji w partii i o odwołaniu Janusza Korwin-Mikkego ze stanowiska prezesa?
Sytuacja w KNP zaczęła się komplikować już niedługo po wyborach majowych. Pod wpływem sukcesu wyborczego zaczęła napływać do naszej partii ogromna liczba nowych osób, a pewna grupa względnie nowych działaczy założyła spółdzielnię, która postanowiła przejąć kontrolę, a potem całkowitą władzę nad KNP. Wkrótce głównym ogniwem tejże spółdzielni został poseł Wipler korzystający z potężnego atutu w postaci dostępu do ucha prezesa. Spółdzielnia wykorzystała fakt, że prezes był nieco rozgoryczony tym, iż Rada Główna kilka razy przed wyborami majowymi zablokowała jego mocno egzotyczne pomysły na wpuszczanie na nasze listy dziwnych „spadochroniarzy”, którzy nigdy nic dla partii nie zrobili, a cechowali się rzekomo jakimiś niezwykłymi, lecz bliżej nieznanymi zaletami. Kulminacją działań spółdzielni był Konwent w dniach 11-12 października 2014 roku, w którym – jak się potem okazało – brało udział kilkudziesięciu fałszywych członków, dzięki którym dokonano rewolucji październikowej (nieudzielenie absolutorium ogromnej większości starym i wybór nowych członków Władz KNP). Późniejsza Kontrola Regionalnej Komisji Rewizyjnej Regionu Mazowieckiego ujawniła w samym tylko Oddziale Stołecznym 76 wirtualnych członków, których deklaracje członkowskie zostały ukradzione z siedziby KNP jeszcze w dniu (drugim) Konwentu dla zatarcia dowodów ich fałszerstwa. Sekretarz Generalny – mimo wielokrotnych żądań – nie wydał nigdy (ani Komisji Rewizyjnej, ani żadnej innej Władzy KNP) nagrań z kamer z monitoringu siedziby KNP uniemożliwiając tym samym z ostentacyjną premedytacją ujawnienie osób, które dokonały kradzieży, a być może także fałszerstw w deklaracji. Niestety ani ta, ani inne patologie jakie miały miejsce w KNP po Konwencie 11-12 października nie spotkały się ze zdecydowaną reakcją prezesa, który sprawiał wręcz momentami wrażenie, że dobrowolnie oddaje spółdzielni kontrolę nad partią, nie podejmując zarazem nie tylko żadnych realnych działań służących eliminowaniu osób winnych naruszeń prawa, ale nawet przywracając – z ominięciem prawa – członkostwo takich osób wyrzuconych z KNP w trybie dyscyplinarnym przez Straż. To, w połączeniu z innymi okolicznościami – jak przeciążenie prezesa wieloma obowiązkami, nieprzemyślane „otwieranie” KNP na inne środowiska plus problemy obyczajowo-osobiste prezesa zdecydowały moim zdaniem ostatecznie o tym, że Konwentykl zdecydował o wyborze nowego prezesa, który odzyska kontrolę nad KNP i uczyni ją wewnętrznie sterowalną.
Ostatnio zauważyłem, że KNP traci poparcie na rzecz Ruchu Narodowego. Jakie są tego przyczyny?
Zamieszanie w KNP na pewno nie sprzyja utrzymaniu wiernego elektoratu. Ponadto nastroje w Polsce radykalizują się, co sprzyja przerzucaniu poparcia wyborców na organizacje bardziej radykalne. Inny czynnik to sytuacja międzynarodowa, szczególnie kryzys ukraiński, który sprawia, że hasła narodowe trafiają na coraz szerszy grunt. Nie sądzę jednak, aby była to trwała tendencja.
Niedawno, pod osłoną nocy próbowano sprzedać polskie lasy państwowe, co Pan sądzi o tym incydencie?
W Sejmie RP tworzy się ostatnio wręcz pewna tradycja związana z przyjmowaniem pewnych drażliwych ustaw pod osłoną nocy. Nie znam treści tej ustawy, więc nie potrafię odpowiedzialnie powiedzieć co dokładnie miała ona na celu, jednak – podobnie jak i w innych drażliwych przypadkach – taki sposób procedowania miał jak się wydaje zapewnić zminimalizowanie niekorzystnych skutków medialnych uchwalania ustawy przy założeniu, że opinia publiczna będzie o niej informowana w bardzo ograniczonym zakresie. Co do samych lasów państwowych: niewątpliwie sposób ich zarządzania jest klasyczną postacią reliktu post-PRL-owskiego, ale ich ewentualna prywatyzacja musiałaby być przeprowadzona w bardzo przemyślany sposób tak, aby zagwarantować Polsce dostateczną ilość powierzchni zielonych. Może tu wchodzić w grę kilka dobrych rozwiązań, ale z całą pewnością pośpiech nie jest tu dobrym doradcą.
Jak Pan widzi swoją przyszłość w polityce?
Głoszenie – wszystkimi dostępnymi sposobami – idei i programu konserwatywno-liberalnego. Mam nadzieję, że jeszcze przez długie lata w KNP. Zawsze chciałem budować partię na lata, która będzie działała i za 5, i za 10, i za 50 lat, i jest w związku z tym odporna na takie czy inne perturbacje personalne lub odejścia takich czy innych osób. Wstępowałem do KNP dla idei, a nie konkretnych ludzi i zawsze już tak zostanie. Paradoksalnie obecne przesilenie w naszej partii może być dla niej bardzo korzystne, bo zmusi KNP do zrobienia odważnego kroku ku samodzielności i dojrzałości. Pojawią się na pewno nowe twarze i program konserwatywno-liberalny zyska nowy, atrakcyjny głos przekazu. A wyborcy są bardzo spragnieni nowych, „nie zużytych” twarzy w polskiej polityce. To doskonała okazja, by zyskiwać wśród wyborców najcenniejszy atut – wiarygodność.
Dziękuję za rozmowę!
Fot. www.facebook.com/adw.jacekwilk