Od poniedziałku trwa ogólnopolski strajk w oświacie. Głos w toczącej się dyskusji pomiędzy nauczycielami i stroną rządową zabiera coraz więcej osób. Ostatnio na ten temat wypowiedział się Andrzej Chyra. „Rząd w tym czasie, kiedy strajkują nauczyciele, (…) daje pieniądze na trzodę i na bydło, co jest w gruncie rzeczy takim policzkiem” – tłumaczył aktor w Dzień Dobry TVN.
Protest w oświacie rozpoczął się 8 kwietnia i niewiele wskazuje na jego rychłe zakończenie. Związkowcy reprezentujący nauczycieli nie chcą wyrazić zgody na rządowe propozycje podwyżek i proponują wzrost wynagrodzeń na własnych zasadach (15 proc. od stycznia i kolejne 15 proc. od września).
Uczestników protestu wsparli już m.in. Maja Ostaszewska, Magdalena Cielecka, Anja Rubik, Michał Żebrowski, Agata Młynarska i wiele innych znanych nazwisk polskiego życia publicznego. Argumenty strajkujących popierają także Katarzyna Herman i Andrzej Chyra. Oboje byli gośćmi niedzielnego wydania „Dzień Dobry TVN„.
Czytaj także: Nauczyciele masowo publikują piosenki strajkowe. Jeden z nich przebrał się za...krowę
„Strasznie dużo się o tym mówi. Wiele głosów padło z jednej i drugiej strony. Tłumacząc, że to jest strajk, który ma podłoże polityczne itd. Wszystko w gruncie rzeczy jest polityką” – przekonuje Andrzej Chyra. Aktor zwrócił uwagę, że porozumienie ze stroną rządową podpisali jedynie przedstawiciele oświatowej „Solidarności”.
„Rząd w tym czasie, kiedy strajkują nauczyciele, domagając się większych pieniędzy, daje pieniądze na trzodę i na bydło, co jest w gruncie rzeczy takim policzkiem” – zauważył. „Te rzeczy nakładając się na siebie mówią, że sztuka się liczy. Czy to jest człowiek, czy krowa, to właściwie wszystko jedno. Chodzi o to, kto za krową stoi i czy zagłosuje czy nie” – dodał.
Pieniądze dla rolników, czy nauczycieli?
Argument poruszony przez aktora, pojawia się bardzo często w dyskusji na temat obecnego strajku w oświacie. Posiłkują się nim nawet sami nauczyciele. Tymczasem politycy PiS uważają, że obie sprawy (dopłaty dla rolników i strajk nauczycieli) nie mają ze sobą nic wspólnego.
Dopłaty – 100 złotych od tucznika hodowanego na słomie i 500 złotych od sztuki bydła wypasanego na pastwiskach – nie będą finansowane z budżetu państwa. PiS zamierza sięgnąć po pieniądze unijne, a konkretnie po środki z funduszu Wspólnej Polityki Rolnej, czyli z puli, która nie może być przeznaczona dla innej grupy zawodowej niż rolnicy. Proponowany program jest dopiero w planach (miałby funkcjonować w latach 2021-2027) i opiera się na rozwiązaniach wdrożonych wcześniej przez Finlandię i Rumunię.
Źródło: „Dzień Dobry TVN”, Twitter, money.pl