Emocje są złym doradcą, bo zacierają granice prawdy – przekonuje Anna Popek. Dziennikarka TVP postanowiła zabrać głos ws. sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Jaki jest jej stosunek do migrantów?
Anna Popek raczej unika zabierania głosu ws. wydarzeń o charakterze politycznym. Jednak w obliczu trwającego kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, postanowiła zrobić wyjątek.
„Zbyt wiele 'autorytetów’ a zwłaszcza 'autorytetów medialnych’ zabiera głos i pozbawia tym samym swoje wypowiedzi powagi i znaczenia. Nie na wszystkim wszyscy się znają, choć tak im się wydaje” – napisała na Facebooku.
„Emocje są złym doradcą, bo zacierają granice prawdy. Ale gdy sprawa dotyczy granicy Polski, a nastroje przypominają te z 1939 roku czuję potrzebę, by podzielić się z Wami tym, co sądzę” – wyjaśniła.
Popek postanowiła odpowiedzieć krytykom Wojska Polskiego. „Owszem, wszystkich wzruszają buzie niewinnych dzieci pokazywane z lubością w mediach, co gorsza także zagranicznych. Naiwnością jednak jest sądzić, że możemy pomóc tylko dzieciom i że pomagając im zrobimy dobry uczynek, a przy okazji zadowolimy własne sumienie” – oceniła.
„Przecież nie można odrywać dziecka od matki a matki od męża, bo to niehumanitarne i po ludzku okrutne. Ale jeśli taki jest zamiar wroga? Aby weszli tu pod pozorem łączenia rodzin przebrani żołnierze? A co stałoby się, gdyby zajmowali tutaj domy, gwałcili kobiety, zabijali?” – zapytała retorycznie prezenterka TVP.
W kontekście kryzysu na granicy przypomniała, jak zachowywał się Alaksander Łukaszenka w stosunku do obywateli. W jej ocenie, białoruski przywódca stosuje bezwzględne metody i nie powinniśmy krytykować polskich żołnierzy, za to, że zachowują zimną krew.
„Zofia Nałkowska pisała w 'Granicy’, że 'coś musi przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą.’ Mam wrażenie, że niektórzy plując na własne gniazdo, plując na obrońców ojczyzny przeszli już tę granicę, a to nieuchronnie prowadzi do upadku” – podsumowała.