Kasjerki z sieci sklepów Biedronka mówią „dość”. To ich reakcja na niedawne postanowienie Jeronimo Martins, właściciela popularnego w Polsce dyskontu.
– Ponad 250 placówek sieci Biedronka na Pomorzu, w górach i na Mazurach rozpoczęło pracę w trybie wakacyjnym. Oznacza to, że są już w pełni przygotowane na znacznie większy ruch klientów. Dlatego część z nich jest czynna całodobowo (z krótką techniczną przerwą) – podała niedawno Biedronka w komunikacie dotyczącym wydłużenia czasu pracy placówek.
Ta decyzja szefostwa wywołała oburzenie pracowników sklepu, a przede wszystkim kasjerek. Przedstawiciele zatrudnionych w dyskoncie porozmawiali z dziennikarzami „Gazety Wyborczej”. Ich wypowiedzi mówią jedno: nie chcą pracować o takich porach.
– To naprawdę chore. Najgorszy jest powrót do domu w środku nocy, nie mam samochodu, korzystam z komunikacji miejskiej. Autobusy nocne jeżdżą rzadko, na dodatek nie czuję się bezpiecznie, podróżując sama o takich porach – mówi jedna z kasjerek zatrudniona w sieci sklepów Biedronka.
Biedronka: kasjerki mówią „dość”
Kasjerki obawiają się przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo. W godzinach nocnych wzrasta bowiem ryzyko napadów czy też zetknięcia się z osobami nietrzeźwymi bądź znajdującymi się pod wpływem środków psychoaktywnych.
– A ochronę też biedronki będą mieć całodobową? Nie emeryta, a ochroniarza, który nie ucieknie na zaplecze, kiedy zobaczy awanturującego się klienta? – zastanawia się jedna z kasjerek, której przyjdzie pracować w trybie całodobowym.
Co na to Biedronka? Komunikat przesłany do „Gazety Wyborczej” brzmi następująco: „jeśli chodzi o sklepy funkcjonujące w wydłużonych godzinach otwarć, podkreślamy, że w naszej firmie stosujemy zrównoważony system czasu pracy”.