Trzytygodniowe zmagania kolarskie już za nami. Czas zatem na podsumowanie imprezy zarówno od strony organizatorskiej, jak i sportowej. Kto zaskoczył, a kto rozczarował kibiców swoją postawą?
Tegoroczne Giro miało w Polsce rekordową oglądalność. Wszystko za sprawą świetnie spisujących się Polaków. Rafał Majka dzielnie walczył z najlepszymi kolarzami i gdyby nie kłopoty zdrowotne, to kto wie, czy nie włączyłby się w walkę o podium klasyfikacji generalnej. Majka udowodnił, że z roku na rok jeździ coraz lepiej. Jeśli taką dyspozycję przygotuje na Tour de Pologne, to szykuje nam się wyjątkowy oraz emocjonujący wyścig.
Co innego o wyścigu może powiedzieć Przemysław Niemiec. W pierwszym tygodniu pech nie opuszczał najbardziej doświadczonego polskiego kolarza. Defekty w decydujących momentach poszczególnych etapów wykluczyły go z walki o wysoką lokatę w klasyfikacji końcowej. W dalszej części wyścigu również nie prezentował wysokiej formy. Niemca mogliśmy oglądać w ucieczce tylko na etapie pod Stelvio.
Czytaj także: Kwiatek, Majka i tęczowe gruchy - co zapamiętamy z TdF ?
Na pochwałę zasługuje też gregario Rafała Majki – Paweł Poljański. Dla młodego Polaka był to pierwszy w karierze Wielki Tour i może mieć powody do dumy. Na wielu etapach wspierał Majkę, a w klasyfikacji generalnej zajął 50. miejsce, tracąc do zwycięzcy nieco ponad dwie godziny.
Młodość zdominowała tegoroczny wyścig. Aż czterech kolarzy poniżej 25. roku życia zostało sklasyfikowanych w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej! Cały wyścig padł łupem 24-letniego Nairo Quintany, który w ubiegłorocznej Wielkiej Pętli był najlepszym młodzieżowcem i góralem. Zwycięstwo Kolumbijczyka nie podlegało dyskusji.
Sama postawa kolarzy Kolumbii również była zaskakująca. Gdyby utworzyć klasyfikację narodów, to z pewnością okazaliby się najszybszą nacją. Dwa pierwsze miejsca w generalce zajmuje Quintana i Uran, klasyfikację górską wygrywa Arredondo. Jeśli dodamy do tego cztery wygrane etapy przez Kolumbijczyków, to dorobek ten robi wrażenie.
Mimo nieobecności Vincenzo Nibalego Włosi nie mogą narzekać na brak emocji związanych ze startem swoich reprezentantów. Odkryciem wyścigu jest bez wątpienia Fabio Aru, który wygrał etap pod Montecampione, a w wyścigu po Maglia Rosa zajął trzecie miejsce. Nie można również zapomnieć o kolarzach Bardiani-CSF. Zawodnicy tej drużyny wygrali aż trzy etapy. Dwa zwycięstwa odniósł także Diego Ulissi z Lampre-Merida. Jak widać Włosi bardzo mocno zaznaczyli swój udział w narodowym tourze.
Jeśli chodzi jednak o organizację wyścigu, to było sporo niedociągnięć. Na górskich etapach realizatorzy nie radzili sobie z transmisją. Nie było wiadomo, ilu kolarzy jedzie między prowadzącymi zawodnikami a grupą lidera wyścigu. Kiedy Rafał Majka na jednym z etapów odłączył się od Evansa, nie pokazała tego żadna kamera. Potwierdzenie odjazdu Polaka otrzymaliśmy dopiero na ostatnich kilkuset metrach. Organizatorzy zapominali również o informowaniu kibiców o tym, który kolarz wygrał daną premię górską. Jednak szczyt możliwości przypadł na kluczowy, szesnasty etap. Wypuszczenie informacji na Twitterze o neutralizacji zjazdu ze Stelvio, a następnie usunięcie tego wpisu i cofnięcie decyzji, nie było zbyt profesjonalnym posunięciem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiadomość ta nie dotarła do wszystkich kolarzy. Na nic zdały się protesty drużyn, wyników etapu nie zweryfikowano.
97. Giro d’Italia przeszło do historii. Dostarczyło nam wielu emocji, tych pozasportowych również. Dla jednych okazało się życiowym sukcesem, inni chcą o nim jak najszybciej zapomnieć. Polacy z włoskiego wyścigu najbardziej zapamiętają jazdę Rafała Majki. Giro potwierdziło, że Polacy mają zdolną młodzież i są w stanie opanować światowy peleton w niedługim czasie. Teraz pozostaje nam czekać na Tour de France oraz Tour de Pologne.
Źródło zdjęcia: Wikimedia