Pewnego dnia w portierni warszawskiej rezydencji pojawił się worek ze śmieciami. Przyniósł go mieszkaniec zwykłego, szarego bloku mieszczącego się tuż obok. Mężczyzna twierdził, że śmieci pochodzą z rezydencji, więc je zwraca. Faktycznie tak było, ale po jakimś czasie w śmietniku rezydencji znaleziono worek ze śmieciami z blokowiska. Rozpętała się prawdziwa wojna podjazdowa, w której nie brakowało brutalności, ale też i pomysłowości. Wreszcie, po długich bojach, mieszkańcy rezydencji postanowili przystąpić do negocjacji, jednak nie potrafili porozumieć się z komitetem blokowym. Wreszcie, jeden z mieszkańców zaangażował w to swojego teścia „człowieka byłego systemu”, który załatwił sprawę z przewodniczącym komitetu blokowego szybko i sprawnie. Jak? Przewodniczący komitetu i jego rodzina otrzymali prawo do korzystania z siłowni i basenu w rezydencji. Komitet mógł ogłosić zwycięstwo, ale czy naprawdę wygrał?
To tylko streszczenie 72 odcinka emitowanego kiedyś przez TVP serialu „Bulionerzy”. Ale gdyby pozamieniać część słów, mielibyśmy Polskę. Polskę, która z wyjątkiem garstki ludzi niewiele na tym 4 czerwca zyskała. A szkoda. Wielka szkoda.
Czytaj także: \"Konstytucja 3 maja to przełom z wielu punktów widzenia\". Historyk wyjaśnia dlaczego