Już 20 lat temu Margaret Thatcher stwierdziła, że Unia Europejska powstała w celu dominacji Niemiec w Europie. Nie pomyliła się ani trochę, co widzimy dziś wyraźnie. To kanclerz Niemiec decyduje niemalże o wszystkim w Europie. Przebiegły Tusk wiedział więc z kim najlepiej zaprzyjaźnić się, aby osiągnąć europejski sukces polityczny.
No to mamy kolejny brukselski teatrzyk za sobą. Dlaczego teatrzyk? Ano dlatego, że karty były już dawno rozdane przez możnych tego świata (w tym przypadku tej Europy), czyli w Berlinie, w Paryżu i w Londynie, a w zasadzie można śmiało powiedzieć w Berlinie. Wszyscy jednak udawali, że jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte, że nic nie jest jeszcze pewne, trzymając opinię w niepewności. Tak to już wygląda dzisiejsza polityka – decyzje zapadają zakulisowo w gabinetach decydentów, czyli w tzw. strefie tabu, a społeczeństwa są faszerowane tylko tymi informacjami, które wynikają z bieżących potrzeb politycznych. Pozory demokracji muszą być przecież zachowane. Nie można głośno mówić o tym, że decyzje zapadły wcześniej. Musi być bowiem głosowanie, muszą być emocje, a następnie wielka, niespodziewana (udawana oczywiście) radość zwycięzcy.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Od kilku już lat można było zauważyć dyskretne starania naszego premiera o wysokie stanowisko w Unii Europejskiej. Tajemnicą poliszynela jest też jego niezbyt, nazwijmy to delikatnie, wysoka pracowitość. Natomiast nie można odmówić mu niezwykłej przebiegłości, wyrachowania i sprytu politycznego. Dlatego też jego polityczne zbliżenie do kanclerz Niemiec Angeli Merkel było jasne i czytelne od samego początku.
Już 20 lat temu Margaret Thatcher stwierdziła, że Unia Europejska powstała w celu dominacji Niemiec w Europie. Nie pomyliła się ani trochę, co widzimy dziś wyraźnie. To kanclerz Niemiec decyduje niemalże o wszystkim w Europie. Przebiegły Tusk wiedział więc z kim najlepiej zaprzyjaźnić się, aby osiągnąć europejski sukces polityczny.
Pani Merkel też jest to oczywiście na rękę. Znając ambicjonalne zapędy Tuska pomogła mu w zdobyciu upragnionego stanowiska, ale w polityce tak jak w gospodarce, nie ma nic za darmo. Maluczki zawdzięczający coś wielkiemu musi być niestety lojalny, więc teraz Tusk będzie musiał „jeść jej z ręki” i wykonywać ruchy polityczne jakie ona sobie tylko zapragnie.
Paryż również poparł kandydaturę polskiego premiera, co nie dziwi widząc od jakiegoś czasu zgodność poglądów na sprawy międzynarodowe socjalisty Francoisa Hollanda z panią Angelą Merkel. Dlaczego natomiast premier David Cameron poparł Donalda Tuska? Przecież po przeciekach taśmowych w Polsce nie ma on powodu uwielbiać naszego premiera. Myślę, że przeważył zdrowy rozsądek brytyjskiego premiera. Nie jest on (jak i sami Brytyjczycy) wielkim zwolennikiem sojuszu unijnego. Wie dobrze o tym, że wielkie mowy o sukcesach Tuska i sprawnym wyprowadzeniu Polski z kryzysu są wydumane. Wie też, że Tusk to karierowicz, a jednocześnie stroniący od ciężkiej pracy polityk. Tylko Tusk może osłabić Unię, co byłoby Wielkiej Brytanii na rękę. Stąd, jak uważam poparcie premiera Camerona.
Na tę nominację niewątpliwie ma też wpływ kryzys ukraiński. Nie jest w interesie Francji, czy Niemiec wymachiwanie szabelką w kierunku Moskwy, robiąc jednocześnie z nią interesy. Polacy natomiast znani są z nieprzemyślanych wypowiedzi w sprawie Ukrainy i Rosji. Po co więc Niemcy i Francja mają narażać się Putinowi i ponosić jakieś negatywne gospodarcze tego skutki?! Niech uczyni to Tusk i niech na Polsce skupi się niechęć rosyjskiego przywódcy, co już zresztą ma miejsce i co już odczuwają polscy rolnicy. Logika zachodnich partnerów, jak nazywa ich Tusk, jest oczywista. Szkoda tylko, że nasi władcy nie rozumieją przebiegłości Zachodu, ani też nie wyciągają wniosków z historii. Pęd do kariery jest bowiem silniejszy od polskiej racji stanu. Tusk zrobił wszystko i zrobi jeszcze wiele, aby tylko przypodobać się swym mocodawcom.
Tak naprawdę jednak stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej nie ma wielkiego znaczenia. Jest to bardziej funkcja reprezentacyjna i organizacyjna, a strategiczne decyzje zapadają w innych organach unijnych. Jest to na rękę Tuskowi, który jak wspomniałem woli politykować, aniżeli ciężko pracować.
Dlatego porównywanie przez niektórych „ekspertów” tej nominacji z wstąpieniem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w 1978 roku graniczy z, najdelikatniej mówiąc, debilizmem. Sam Tusk tuż po wybraniu go rzekł m.in.:
Przychodzę tu do Brukseli z kraju, który głęboko wierzy w sens Unii Europejskiej…
Czyż nie jest to nawiązanie do pierwszych słów Świętego Jana Pawła II po wybraniu go w konklawe na papieża?! Samo porównanie jak i zacytowane słowa są żenujące i wysoce niestosowne!
Jeśli natomiast chodzi o samego Tuska, to wydaje się, że moment wyboru na to stanowisko jest wyjątkowo odpowiedni. Wielokrotnie wydobył rząd i Platformę Obywatelską z opresji (afera hazardowa, afera taśmowa i wiele innych). Pomimo niekorzystnych dla obywateli posunięć (ustawa emerytalna, podniesienie podatków) potrafił utrzymać wysokie notowania rządu. Teraz jednak zauważył, że kierowany przez niego rząd wypalił się, że społeczeństwo jest już też zmęczone jego rządami, na co wskazują notowania sondażowe. Na sam koniec, wiedząc już zapewne że będzie przeprowadzał się do Brukseli, wygłosił małe expose obiecując Polakom „cuda na kiju”, w tym 36 zł podwyżkę emerytur. Mógł obiecać dużo więcej wiedząc, że już nie on będzie te obiecanki realizował.
Ja osobiście cieszę się z tego wyboru. Cieszę się, ale z innych powodów aniżeli większość jego zwolenników. Cieszę się ponieważ przestanie szkodzić, chociaż w jakiejś mierze, naszemu krajowi. Rządy jego oparte są przede wszystkim na pijarze. Nadzwyczaj wysoki poziom propagandy pozwolił mu na 7- letnie już rządzenie krajem. W tym czasie poziom ubóstwa wzrósł, bezrobocie wzrosło (mam na myśli również tych, którzy uciekli za chlebem zagranicę), rozwarstwienie społeczne wzrosło. Długo by jeszcze wymieniać. Mam też drugi powód do zadowolenia. Mimo, że jak wspomniałem uprawnienia przewodniczącego Rady Europejskiej są niewielkie mam nadzieję, że jego niekompetencja choć trochę przyczyni się do osłabienia, i tak słabnącej, Unii Europejskiej.
Przy okazji zapowiada się ciekawa jesień polityczna w Polsce.
Foto: Wikimedia Commons